We wrześniu skończy pan 30 lat. Jakie piłkarskie cele i marzenia ma jeszcze do zrealizowania Michał Pazdan? - Pierwsze zderzenie z dużą piłką miałem dawno temu, już podczas EURO 2008, gdy znalazłem się w składzie reprezentacji na ten turniej. Od tego czasu myślę o grze w silnej, zagranicznej lidze. Swoją postawą na EURO 2016 czy w barwach Legii w Lidze Mistrzów i Lidze Europy pokazałem, że właśnie tam jest moje miejsce. To nie jest tak, że chcę "spróbować swoich sił" czy "sprawdzić się". Ja po prostu wiem, że Bundesliga, Serie A czy La Liga to mój poziom. Bogusław Leśnodorski, były już prezes Legii Warszawa, powiedział niedawno na łamach serwisu Weszło!, że latem powinien pan dostać zgodę na zagraniczny transfer, bo właśnie tak się umawialiście. Odejście do mocniejszej ligi to w tej chwili dla pana priorytet? - Priorytetem są zdrowie i mistrzostwo z Legią, ale jeśli latem pojawi się możliwość wyjazdu, to oczywiście chciałbym zagrać w mocniejszej lidze. Czuję się gotowy na takie wyzwanie. Zagraniczny transfer był blisko już po bardzo udanym dla pana EURO 2016. Wtedy miał pan odrzucić atrakcyjną ofertę tureckiego Besiktasu. - Oferta z Besiktasu była bardzo dobra, ale wiele czynników zadecydowało o tym, że do transferu nie doszło. Za mało atrakcyjna liga? - Nie mam swojej ulubionej, ale jeśli miałbym wybierać, to wymienię wspomniane już wcześniej niemiecką, włoską i hiszpańską. Czyli woli pan klub z dołu tabeli Bundesligi od topowego zespołu z Portugalii czy Holandii? - Bundesliga to mocniejsza liga, w której co tydzień gra się przeciwko klasowym rywalom. Lubię takie wyzwania, a moim celem jest gra przeciwko najlepszym zawodnikom na świecie. Inne piłkarskie marzenia dotyczą pewnie reprezentacji. Awans na mistrzostwa świata jest na wyciągnięcie ręki, a kluczowy może okazać się czerwcowy mecz z Rumunią. Zagramy w nim bez Kamila Glika i to Michał Pazdan będzie musiał wejść w rolę szefa obrony. Na to też jest pan gotowy? - Nie chcę składać górnolotnych deklaracji, ale oczywiście czuję się na to przygotowany. Mój powrót do kadry przypadł na mecz z Gruzją, gdzie musieliśmy radzić sobie bez Kamila i dobrze to wyglądało. Wszyscy chcielibyśmy, żeby tak samo było przeciwko Rumunii. Z perspektywy czasu nie ma chyba wątpliwości, że cofnięcie do obrony było przełomowym momentem w pańskiej karierze. - Bywałem ustawiany na obronie już w juniorach, w Ekstraklasie też zdarzało się to co jakiś czas, ale tak naprawdę dopiero w wieku 27 lat trenerzy dostrzegli we mnie prawdziwego środkowego obrońcę. Wcześniej byłem głównie defensywnym pomocnikiem, przekwalifikowałem się dopiero w Jagiellonii. I właśnie wtedy, wiosną 2015 roku, złapałem wiatr w żagle, który zabrał mnie aż do ćwierćfinału EURO 2016. Nic nie wzięło się jednak z przypadku, na wszystko musiałem zapracować poprzez długie, naprawdę żmudne przygotowania i ciężką pracę. Skoro tak podsumowujemy, ma pan swój ulubiony mecz albo strzeloną bramkę? - Gola nie strzeliłem już od dwóch lat i generalnie strzelam je tak rzadko, że każdy jest superważny i ulubiony (śmiech). A jeśli chodzi o mecz, to ten z Niemcami na EURO. On dał mi najwięcej satysfakcji. Wyobraża pan sobie, czym Michał Pazdan zajmowałby się w życiu, gdyby nie został piłkarzem? - Zawsze ze śmiechem wspominam, że mam zaliczony jeden rok studiów na krakowskim AWF-ie. Podejrzewam, że udałoby mi się ukończyć edukację i wtedy zastanowiłbym się, co dalej. Rodzice zawsze mi powtarzali, żebym poszedł na AGH, bo po takiej uczelni zdobędę pracę i pieniądze. Powtarzali, że na piłce trudno zarobić, bo choć wielu chce grać profesjonalnie, to udaje się to tylko nielicznym. Mnie się udało. Niedawno został pan ambasadorem akcji "Rusz się z Kubusiem!", w której wspólnie z Kamilem Grosickim, Bartoszem Kapustką i marką Kubuś zachęca pan dzieci do aktywnego trybu życia. - Cieszę się, że mam szansę brać udział w tym projekcie. Myślę, że warto angażować się w tego typu akcje, by zwrócić uwagę najmłodszych na rolę sportu w naszym życiu i zmieniać ich nastawienie do aktywności fizycznej. Chciałbym, aby jeszcze więcej Polaków się ruszało, bo to wpływa przecież nie tylko na zdrowie, ale i na poprawę nastroju. Dotyczy to zwłaszcza tych najmłodszych. Jaką rolę sport pełnił w pana dzieciństwie? - Nauczył mnie przede wszystkim charakteru. Jako dziecko wiele razy musiałem wstawać z kolan na betonowym boisku. Często byłem cały posiniaczony, ale wiedziałem, że trzeba grać i walczyć dalej. Sport uczy, że nie wolno odpuszczać, ale przy okazji uczy też poszanowania zasad i wewnętrznej dyscypliny. A czy pan zna sposób na zachęcenie dzieci do aktywności fizycznej? - Warto pracować nad tym, by sport był obecny w życiu naszego dziecka od najmłodszych lat. Ważne są też odpowiednie wzorce. Jeśli dziecko widzi, że rodzic jest aktywny, to jest duża szansa na to, że w przyszłości samo będzie funkcjonowało podobnie. Ale nic na siłę! Prezes PZPN Zbigniew Boniek kiedyś opowiadał, że jego kolega mocno zastanawiał się, czy syna faktycznie interesują treningi piłkarskie, czy nie. Prezes poradził mu wtedy, by któregoś dnia po prostu nie przypomniał dziecku o zajęciach. Jeśli młody sam przypomni o treningu to znaczy, że faktycznie chce trenować. Jeśli nie... No cóż - najwyraźniej nie. Panu pewnie nigdy nie trzeba było przypominać o treningach. - Na treningi zabierali mnie dwaj starsi o 11 i 12 lat bracia. Jeździli ze mną przez pierwszy rok tramwajem. Oni nie zostali piłkarzami, więc chcieli, by chociaż najmłodszy brat grał w piłkę. Jak widać, udało im się. Faktycznie nie trzeba było mi przypominać, bo sam wręcz wyrywałem się na treningi. Podsumowując - jeżeli chodzi o zachęcenie najmłodszych do aktywności, najwięcej zależy od rodziców. - Rodzic powinien być oparciem w trudnych momentach, ale przede wszystkim musi się starać, żeby nie być ich przyczyną i nie prowokować nieprzyjemnych zdarzeń. Często niestety zdarza się, że rodzice tak mocno przeżywają mecze syna lub córki, że tracą panowanie nad sobą. Nie można też podważać tego, co mówi trener. Przekaz musi być spójny. Piłka nożna była jedynym sportem, jaki uprawiał pan w dzieciństwie? - W dzieciństwie dużo pływałem, grałem w siatkówkę, koszykówkę i różne gry osiedlowe. To były fajne czasy i wspominam je z sentymentem. Obecnie ruszam się tak dużo, że zostaje mi czas jedynie na jazdę na rowerze. Z pewnością wrócę do innych dyscyplin po zakończeniu kariery, żeby nie urósł mi brzuch (śmiech). W życiu profesjonalnego sportowca bardzo ważny jest odpowiedni jadłospis. - Staram się racjonalnie odżywiać na co dzień, dbam też o odpowiednie nawodnienie. Ważne, by o swoim menu myśleć długofalowo, także pod kątem przygotowania się do ważnych momentów w karierze. Przez cały rok przed mistrzostwami Europy myślałem o tym turnieju, stosując się do wytycznych fachowców. Do sięgnięcia po rady specjalistów zachęcam każdego, kto poważnie interesuje się żywieniem. Co Michał Pazdan lubi robić, gdy akurat znajdzie chwilę wolnego czasu? - Profesjonalny zawodnik ma wiele obowiązków, nie tylko tych związanych z piłką. Często zdarzają się wywiady, akcje społeczne i charytatywne, czasem udział w reklamie. Gdy uda mi się już wrócić do domu, to staram się w pełni poświęcić rodzinie. Swojego syna już pan zachęca do uprawiania sportu? - Marcel ma dwa lata, więc na razie o sporcie wyczynowym nie ma mowy (śmiech). Oczywiście dbamy o aktywność i zaczynamy wspólnie spacerować. Rozmawiał Mateusz Brzeźniak