Przed meczem nie brakowało animozji z obu stron. Piłkarze Lecha odmówili zrobienia szpaleru dla wychodzących na murawę zawodników Legii, mimo że od paru lat mamy taki zwyczaj na boiskach Ekstraklasy. Lechici nie chcieli też zostać udekorowani srebrnymi medalami przy Łazienkowskiej. Tuż po meczu szybko zeszli do szatni i wrócili do Poznania. Powrót do domu był jednak smutny, bo "Kolejorz" przegrał 0-2. Duża jednak w tym zasługa sędziego. Na początku drugiej połowy sędziujący gościnnie mecze w Polsce Japończyk Minoru Tojo podyktował rzut karny po rzekomym zagraniu ręką Karola Linettego. Jak pokazały powtórki była to błędna decyzja arbitra. Z prezentu skorzystał Ivica Vrdoljak. Chorwat nie zmarnował jedenastki, zdobywając gola w swoim setnym występie z "Elką" na piersi. Rzut karny był jednak pomyłką, a jeśli sędzia byłby konsekwentny, to powinien podyktować także jedenastkę za zagranie zablokowanie łokciem przez Jakuba Rzeźniczaka strzału Kaspra Haemaelaeinena kilka minut później. To błąd sędziego z 48. minuty w dużej mierze rozstrzygnął losy spotkania, choć obie drużyny miały jeszcze sporo sytuacji do zdobycia gola. Po dziesięciu minutach walki w środku pola z kontratakiem ruszył Lech, ale strzał Szymona Pawłowskiego nie mógł zaskoczyć Duszana Kuciaka. Legia odgryzła się strzałem Marka Saganowskiego, który po raz pierwszy od powrotu na boisko po kontuzji zaczął mecz w podstawowym składzie. W 19 minucie samobójczego gola mógł zdobyć Marcin Kamiński, ale skończyło się tylko na strachu dla poznaniaków. Piłka odbiła się od stopera Lecha i wyszła na rzut rożny. Lepszą sytuację miał na osiem minut przed końcem pierwszej połowy Tomasz Jodłowiec, jednak z ostrego kąta nie potrafił zmieścić piłki w bramce. Przed zmianą stron zapamiętaliśmy także starcie Jodłowca z Linettym, po którym obaj piłkarze skoczyli sobie do gardeł. Na murawie pachniało wielką awanturą, ale skończyło się tylko na żółtych kartkach dla obu piłkarzy. Po przerwie to Lech miał optyczną przewagę, ale na posterunku był Kuciak. Najlepszą akcję do doprowadzenia do remisu poznaniacy mieli po szarży Pawłowskiego. Skrzydłowy Lecha idealnie zagrał do Daylona Classena, ale reprezentant RPA zwlekał z oddaniem strzału. Zamiast tego w najmniej spodziewanym momencie Lech stracił drugiego gola. Błąd popełnił Kamiński, piłkę stracił Kotorowski i Bartosz Bereszyński z ostrego kąta wpakował piłkę do pustej bramki. I zrobił to strzałem słabszą, lewą nogą. Dla obrońcy Legii ten gol miał wyjątkowe znaczenie. Bereszyński to wychowanek Lecha, a jego transfer do stolicy sprzed kilkunastu miesięcy wywołał palpitacje serca u wszystkich fanów "Kolejorza". Po golu Bereszyński cieszył się jak dziecko, a wraz z nim fani Legii, którzy do ostatniego miejsca wypełnili stadion przy Łazienkowskiej. W nieskończoność trwała za to wielka feta legionistów. Świętowanie rozpoczęło się już dobre kilkadziesiąt minut przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Fani mistrzów Polski przygotowali efektowną oprawę z transparentem na całą trybunę "Nasze jest mistrzostwo, potęga i chwała na wieki". Na przygotowanej oprawie widać było króla ubranego w barwy Legii, któremu pokłon składają przedstawiciele innych klubów. Nie zapomniano też o dobitnym komentarzu odnośnie pochówku Wojciecha Jaruzelskiego na Powązkach. "Powinieneś być chowany w pierwszym lepszym dole, ty p... zdrajco, sowiecki pachole". Polityka nie była jednak ważna dzisiejszego wieczora. Legia została mistrzem Polski i teraz spróbuje po raz kolejny awansować do Ligi Mistrzów. Krzysztof Oliwa <a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/legia-warszawa-lech-poznan,4015" target="_blank">Zobacz zapis relacji na żywo z meczu Legia Warszawa - Lech Poznań!</a> <a href="http://m.interia.pl/na-zywo/relacja/legia-warszawa-lech-poznan,id,4015" target="_blank">Relację z meczu można również śledzić na urządzeniach mobilnych</a> <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-S-polska-ekstraklasa,cid,3,sort,I" target="_blank">Sprawdź wyniki pozostałych spotkań grupy mistrzowskiej Ekstraklasy</a>