W meczu z Rakowem Częstochowa opuszczał boisko żegnany przez kibiców owacją na stojąco. Zanim przekroczył linię boczną jego zmiennik Carlitos serdecznie pogratulował mu występu, potem wyściskał się z trenerem Aleksandarem Vukoviciem. To był jego wieczór. Publiczność na stadionie Legii kilkakrotnie skandowała jego imię: "Jarosław, Jarosław!". Pierwszy hat-trick w karierze seniorskiej, dwie bramki strzelone w pięć minut na początku spotkania. Każda ładna, autorska, świadcząca o talencie, umiejętnościach, sprycie. Tacy zawodnicy zawsze szybko stają się bohaterami. Pierwszy hat-trick w seniorach - To jeden z lepszych meczów Legii, szczególnie w ostatnim czasie, bo nie było ich ostatnio wiele - mówił po meczu. - Jeśli pamiętam, to nigdy w seniorskiej piłce nie strzeliłem hat-tricka. Fajnie, że w końcu ta sztuka się udała - dodał. Za to, że dokonał tego wyczynu mógł dziękować swojemu uporowi, ale też koledze z drużyny. W drugiej połowie wykorzystał rzut karny, do którego wykonywania nie był przewidziany. - Koledzy chcieli mi jednak pomóc. To miłe z ich strony. Słyszałem wsparcie na trybunach, ale musiałem się wyłączyć. A ja nigdy nie wykonywałem "jedenastek", choć czasami na treningach zdarzało się do nich podchodzić. Trzeba umieć strzelać karne, ja tego jeszcze nie mam - opowiadał. Podszedł do wykonania zadania jak napastnik z wielkim doświadczeniem. Strzelił pod poprzeczkę. Nie dał żadnych szans bramkarzowi Rakowa Michałowi Gliwie. Tak to się robi. Raz trenował, raz nie, bo miał daleko Niezgoda nie objawił swojego talentu meczem z Rakowem, czy wcześniej z ŁKS-em, w którym zdobył dwa gole. On przypomniał o sobie. W Legii miał więcej niż przyzwoity sezon 2017/2018, w którym strzelił 13 bramek. Wcześniej w Ruchu Chorzów, do którego został wypożyczony - 10. Umie zdobywać gole i to nie od dziś, od dziecka. Długo nie wiadomo było jednak, czy ten wrodzony talent nie przepadnie. Na pierwsze treningi musiał dojeżdżać blisko 15 km z Wólki Kolczyńskiej do Opola Lubelskiego. Jego pierwszym klubem był miejscowy Opolanin, trenerem Krzysztof Krajewski. Szkoleniowiec wspomina, że Jarek na treningi raz przyjeżdżał, raz nie, bo dla chłopca to było jednak daleko. Wiele zależało od tego, czy akurat miał kolegę do podroży. Był z tym pewien problem. Pod koniec szkoły podstawowej do kadry wojewódzkiej zapraszał go lokalny trener Bernard Bojek. Czasami rodzice nie zezwalali na wyjazd - bali się go wysłać bez opieki, a sami nie mieli czasu, by odwieźć syna. Wszyscy wokół widzieli jednak, że mają do czynienia z nadzwyczaj zdolnym chłopakiem. Niezgoda zdobywał raz za razem tytuły króla strzelców w młodzieżowych turniejach, przerastał rówieśników umiejętnościami, grał więc ze starszymi. Trener Bojek namawiał go i jego rodziców do przejścia do Puławiaka, którego sam prowadził. Nie dostał zgody. Piłkarz nie był tak pewny swoich umiejętności, by naciskać na pierwszy w życiu transfer. Do Puław trafił dopiero, gdy zdawał do gimnazjum. Wisła Puławy występująca wówczas w II lidze zapewniła rodziców, że dziecko dostanie miejsce w szkole, wsparcie i opiekę na miejscu. Tak zaczął przygodę w profesjonalnym klubie Wystarczyło kilka minut W Puławach spędził siedem i pół roku. Przez pierwsze lata w zespołach juniorów, gdzie zaczął regularnie strzelać gole. Awansował z drużyną do finału mistrzostw Polski juniorów młodszych, potem do Centralnej Ligi Juniorów. W pierwszym zespole, występującym w II lidze, zadebiutował w wieku 17 lat w przegranym meczu z Pelikanem Łowicz. W sezonie 2015/16 grał w Wiśle tylko jesienią, strzelił dziewięć goli. Niezgoda często sam potrafił rozstrzygnąć losy meczu. Miał wybitny strzelecki instynkt, doskonale znajdował się w sytuacjach bramkowych. - Wiedzieliśmy, że długo u nas nie zostanie. Sygnały o tym, że interesują się nim inne kluby, dostawaliśmy już kilka miesięcy wcześniej. Mimo walki o awans nie zamierzaliśmy robić mu trudności z transferem. Docenialiśmy to, co zrobił do tej pory dla klubu - opowiadał prezes Wisły Grzegorz Nowosadzki. O zdolnym napastniku usłyszał Marek Citko, były reprezentant Polski, dziś agent piłkarski. Przyjrzał się Niezgodzie na jednym z meczów. Wystarczyło kilka minut, by wiedział, z kim ma do czynienia. Docenił jego dynamikę, wszechstronność, grę lewą i prawą nogą. - Miło się patrzyło na jego grę - wspomina Citko. Obie strony nawiązały współpracę. Cel był jeden - rozwijać się, a żeby tak się stało, trzeba było pójść dalej - przejść do lepszego klubu. Test na Legię Niezgodę chciało kupić pół ekstraklasy. Konkretne oferty złożyły Cracovia i Legia. Wisła nie robiła trudności, poczuła się wyróżniona zainteresowaniem swym najlepszym piłkarzem. Za radą Citki piłkarz wybrał Legię. Agent przeprowadził nawet specjalny test psychologiczny, by zbadać, czy Niezgoda poradzi sobie w takim klubie jak Legia, gdzie jest większa presja niż gdzie indziej, a od napastnika - z małymi wyjątkami - wymaga się strzelania goli. Test wyszedł pozytywnie. W styczniu 2016 roku Niezgoda podpisał czteroipółletni kontrakt z Legią. Na Łazienkowskiej wiodło mu się do tej pory różnie. W pierwszej rundzie w nowym klubie zagrał tylko w rezerwach. W nowym sezonie zdążył wystąpić w jednym spotkaniu i został wypożyczony do Ruchu Chorzów. Szybko zaaklimatyzował się w nowej drużynie, zdobył dziesięć bramek, dostawał powołania do młodzieżowej reprezentacji Polski, wystąpił na rozgrywanych w Polsce mistrzostwach Europy. Po spadku Ruchu i wobec problemów Legii z napastnikami wrócił do Warszawy przed sezonem 2017/2018. To w tym czasie zdobył 13 goli. Legia zdobyła mistrzostwo Polski. Choroba serca hamuje karierę W następnym sezonie okazało się, że Niezgoda musi przejść zabieg kardiologiczny. U piłkarza został stwierdzony zespół Wolfa-Parkinsona-Whithe’a, który jest wrodzoną wadą obejmującą obecność nieprawidłowej tkanki przewodzącej pomiędzy przedsionkami a komorami. "Niediagnozowany spół WPW może w skrajnych przypadkach stanowić zagrożenie dla życia i być jedną z przyczyn nagłej śmierci sercowej u zawodników, dlatego najważniejsze jest jego stwierdzenie i prawidłowe leczenie, co pozwala na pełny powrót do zdrowia i uprawianie wyczynowego sportu bez niepotrzebnego ryzyka. Po konsultacjach z czołowymi kardiologami i w uzgodnieniu z zawodnikiem postanowiliśmy, że w najbliższych dniach piłkarz przejdzie leczenie zabiegowe mające na celu całkowite usunięcie problemu i pełny powrót do treningów za ok. 8 tygodni" - mówił legia.com Mateusz Dawidziuk, lekarz I drużyny Legii. Sprawa była poważna. Na szczęście skończyła się szczęśliwie. Po pół roku Niezgoda był gotów do gry, ale w klubie rządził Ricardo Sa Pinto. - Gdzie grał Jarek u Ricardo Sa Pinto? Grał najwyżej na fortepianie - mówił po meczu z Rakowem Częstochowa Aleksandar Vuković. U Portugalczyka wychowanek Opolanina zagrał w dwóch meczach, Vuković pracujący w klubie od kwietnia, dał mu szansę w trzech. Gola nie strzelił, wciąż bano się o jego formę fizyczną. Dziś Serb twierdzi, że spokojnie przygotowywał Niezgodę do gry. Dlatego nie wystawiał go od pierwszej minuty w meczu Ligi Europy z Glasgow Rangers. W rewanżu zagrał przez 30 minut i był bliski strzelenia gola, prawdopodobnie na wagę awansu. Po meczu z Rakowem dziennikarze pytali, czy gdyby zagrał dłużej, Legia by awansowała? - Nie wypowiem się na ten temat, nie wypada. Szkoleniowiec podjął taką decyzję, miał plan w postaci tego, żeby wpuścić mnie na drugą połowę i - możliwie - przechylić szalę na naszą korzyść. Tak jak mówiłem wcześniej, były ku temu okazje, mogłem strzelić gola. Rywale wyprowadzili jednak kontrę i wróciliśmy do Warszawy w zupełnie innych nastrojach - odpowiadał Niezgoda. To już jest przeszłość, liczy się przyszłość. A występ z Rakowem oglądał na żywo trener reprezentacji Jerzy Brzęczek. Klaskał tak jak wszyscy na trybunach, gdy 24-letni napastnik opuszczał boisko. Jeśli Niezgoda zachowa zdrowie, zacznie strzelać gole również w meczach z bardziej wymagającymi rywalami, kto wie, czy nie rozpocznie nowego rozdziału w swojej skomplikowanej karierze - w reprezentacji. Olgierd Kwiatkowski