Trener Czesław Michniewicz zapowiedział, że w Suwałkach zagra rezerwowy skład i słowa dotrzymał. Choć po przerwie na boisku pojawili się podstawowi gracze - Josue, Mahir Emreli i Ernest Muci, to z graczy, którzy rozpoczęli mecz w Suwałkach, za podstawnego gracza od biedy można uznać jedynie Rafaela Lopesa. - Dla niektórych z piłkarzy ten mecz, to będzie szansa aby wrócić na swoje miejsce, jak np. dla Mateusza Hołowni. Dla innych będzie to okazja, żeby przekonać mnie, że warto na niego stawiać - powiedział przed spotkaniem Michniewicz. Mecz, mistrzowie rozpoczęli w dobrym tempie. Aktywny był głownie Lirim Kastrati, który szalał na prawym skrzydle, kilka groźnych strzałów oddał też Lopes. Z czasem jednak do głosu zaczęli dochodzić gospodarze. Wigry niespodziewanie w 41. minucie objęły prowadzenie. Cezary Miszta odbił piłkę przed siebie po podkręconym strzale wewnętrzną częścią stopy Patryka Mularczyka. Był to błąd, bo dopadł do niej Kacper Michalski i trafił do siatki po strzale z bliskiej odległości. Chwilę później było już jednak 1-1. Yuri Ribeiro ograł w prosty sposób przy linii bocznej Michalskiego, podał na środek do Kacpra Kostorza, który założył "siatkę" Piotrowi Pierzchale i huknął w samo okienko. Przewaga Legii do przerwy była wyraźna 12:6 w strzałach, 6:3 w strzałach celnych i w posiadaniu piłki aż 70 do 30 proc. Mistrzowie Polski objęli prowadzenie w 65. minucie. Duży błąd przy golu popełnił Zoch. Bramkarz Wigier chciał wybić piłkę, jednak szybko dobiegł do niego Kastrati i futbolówka po odbiciu od nogi 22-latka wpadła do siatki. Potem kilka okazji zmarnowali Josue i Emreli, aż w 80. min reprezentant Azerbejdżanu po podaniu Kastratiego ustalił wynik meczu. Legia gra dalej bez kontuzji i nerwów. - Na tym etapie rozgrywek liczy się przede wszystkim awans do kolejnej rundy i ten awans wywalczyliśmy - powiedział po meczu Michniewicz. - Nie było łatwo, bo Wigry mocno się nam przeciwstawiły. Prowadzili w tym meczu, na szczęście szybko odpowiedzieliśmy bramką wyrównującą. Po przerwie padły bramka druga i trzecia, a sytuacji było jeszcze kilka. Wigry też miały dobre okazje, zwłaszcza po stałych fragmentach gry. Cieszymy się z awansu, ale gra mogła wyglądać lepiej. Najważniejsze, że osiągnęliśmy cel. Zagraliśmy w zmienionym składzie. Zagrali ci, którzy występowali mniej, otrzymali minuty, żeby się pokazać - przyznał szkoleniowiec Legii. Do grudnia czeka nas jeszcze dużo grania, każdy będzie miał szansę. Staraliśmy się nie popełnić błędu pychy, bo przyjechał mistrz Polski do drużyny z trzeciej klasy rozgrywkowej. Tego błędu nie popełniliśmy. Zabrakło chęci oddawania strzałów, bo wiele razy zawodnicy szukali w polu karnym jeszcze podania na pustą bramkę, podania do kolegi, zamiast oddać strzał. Przyjechaliśmy tu przygotowani, mocno pracowaliśmy nad analizą rywala, przyglądaliśmy się ich wcześniejszym meczom. Kiedyś przyjechałem tu z Termaliką i nie wyjechałem ze swoim, bo Wigry z nami wygrały. Dopiero Arka ich pokonała, a potem zdobyła Puchar Polski. Niech to będzie dla nas dobry sygnał, że kto wygrywa z Wigrami, zdobywa trofeum - zażartował na koniec Michniewicz. Asz