Necid trafił do Łazienkowskiej na początku lutego. Został wypożyczony z tureckiego Bursasporu. Transfer był trochę wyrazem desperacji ze strony legionistów, bo z klubu odeszli obaj podstawowi napastnicy czyli Nikolić i Prijović. Czeski napastnik to doświadczony gracz, ma bardzo bogate CV i... to w zasadzie tyle. Jego pobyt w stolicy to jak na razie pasmo samych niepowodzeń. Nie strzela, nie asystuje, nie biega. Często sprawia wrażenie nieobecnego. A gdy ma już sytuację, to potrafi ją koncertowo spartolić jak chociażby w meczach z Arką Gdynia czy Ajaksem Amsterdam. W spotkaniu z Wisłą niespodziewanie zabrakło go nawet na ławce. Od razu uruchomiło to lawinę plotek, że trener Jacek Magiera najzwyczajniej w świecie odstawił go na boczny tor. - Takie są plotki? Ja nie zajmuje się plotkami. Jestem poważnym trenerem poważnego klubu. Necida nie ma z nami, bo doznał kontuzji stawu skokowego podczas przedmeczowego rozruchu - stwierdził nieco wkurzony takim pytaniem opiekun mistrzów Polski na pomeczowej konferencji prasowej.Nie zmienia to faktu, że z Necida raczej nie będzie wielkiego pożytku i piłkarz latem wróci do Turcji. Co ciekawe, przeciwnym jego sprowadzeniu był Dariusz Mioduski. - Nie popieram takich ruchów. Nie podobają mi się wypożyczenia, po których nie mamy prawa pierwokupu. Żeby go zatrzymać w Warszawie pewnie trzeba byłoby dać około dwóch milionów euro. To za dużo. Takimi ruchami transferowymi robimy przysługi innym klubom. Bierzemy do siebie piłkarza, który siedzi na ławce, u nas dochodzi do formy i potem wraca do swojej drużyny. To kiepski interes - grzmiał kilkanaście dni temu Dariusz Mioduski w Eleven. A to niejedyny tego typu transfer legionistów. Na podobnej zasadzie trafił do stolicy Waleri Kazaiszwili. Gruzin także nikogo swoją grą nie rzucił na kolana.To nie jedyne niewypały transferowe. Kompletną pomyłką okazał się także inny ściągnięty zimą napastnik - Daniel Chukwu. Magiera nie ukrywa, że nie widzi dla niego miejsca w pierwszej drużynie. Nigeryjczyk został zgłoszony do gry w III-ligowych rezerwach. Aż nie chce się wierzyć, że podczas zimowego okienka legioniści nie chcieli skrócić wypożyczenia Jarosława Niezgody. Były napastnik Wisły Puławy to jedno z ligowych odkryć tego sezonu. W barwach plątającego się w ogonie tabeli Ruchu Chorzów strzelił aż 9 goli. Jeden z nich było nawet bardzo wymowny. Niezgoda trafił do siatki w meczu przeciwko... Legii. "Niebiescy" wygrali w stolicy 3-1. A jak na razie efekt tego jest taki, że w ataku Legii gra Miroslav Radović. O Serbie z polskim paszportem można powiedzieć wiele. A na pewno nie to, że jest napastnikiem.Krzysztof OliwaZobacz wyniki, terminarz i tabelę Lotto Ekstraklasy