To był najważniejszy mecz w tej rundzie dla trenera Kosty Runjaicia. W Pogoni Szczecin spędził najlepsze do tej pory lata swojej kariery. Dzień przed meczem chwalił się, że o ekipie Jensa Gustafssona wie wszystko. Nie wypadało więc w takim spotkaniu stracić punktów, tym bardziej, że goście przyjechali do stolicy bez swojego najlepszego w tym sezonie piłkarza - Pontusa Almquista. - Wiem na pewno, że Pogoń nie będzie się w Warszawie chować. To zespół, który jest nakierowany na atak. Możemy spodziewać się wielu sytuacji bramkowych - mówił szkoleniowiec Legii. Runjaić nie pomylił się, bo już w pierwszych 20 min były takie trzy. Najlepszy początek w sezonie Legia rozpoczęła ten mecz znakomicie. Chyba najlepiej od początku sezonu. Jeśli ktoś zastanawiał się, jaki pomysł na pokonanie Pogoni miał Runjaić, to mógł się srodze pomylić. Od początku spotkania piłka była rozgrywana szybko i do przodu. Josue i Bartosz Kapustka grali "wyżej" niż w poprzednich meczach. Na ławce rezerwowych został rekonwalescent Rafał Augustyniak, który miał być drugim obok Bartosza Slisza defensywnym pomocnikiem. Okazało się, że dublowanie tej pozycji nie było konieczne, bo Pogoń pozbawiona swojego najlepszego ofensywnego zawodnika była ustawiona bardzo defensywnie. Goście byli nastawieni na kontry, które wyprowadzali sporadycznie, głownie ograniczali się do obrony własnej bramki. Tylko nieskuteczność legionistów uchroniła gości od utraty gola już na samym początku spotkania. Pogoń miała dużo szczęścia, że po 20 minutach nie było już 2:0 dl gospodarzy. W 13. min strzał Macieja Rosołka trafił w słupek. Dobijał Kapustka, ale jego uderzenie zostało zablokowane. Na kolejną świetną sytuację dla Legii nie trzeba było długo czekać. Filip Mladenović fantastycznie dośrodkował na głowę Carlitosa, ale Hiszpan z kilku metrów strzelił obok bramki. Lewy obrońca zawstydza napastników W 19. min eksplodował radością wypełniony po brzegi sektor gości. Ich radość była jednak przedwczesna gol Luki Zahovicia został anulowany, bo Słowenia był na spalonym. To był najlepszy okres gry gości. W końcu odważniej zaatakowali, ale równie dobrze była to chwila odpoczynku dla gospodarzy przed kolejną ofensywą. Legia przeważał później już do samego końca pierwszej połowy. Powinna wysoko prowadzić, ale Carlitos marnował okazję za okazją. Próbowali strzelać także Slisz i Rosołek, ale bez efektów. Kibice czekali bardzo długo na gola, ale w końcu się doczekali. Tuż przed przerwą kolejną doskonałą akcję przeprowadził Josue, który podał na lewe skrzydło do Filipa Mladenovicia. Lewy wahadłowy zawstydził wszystkich napastników Legii, strzelając czwartego gola w tym sezonie. Żaden inny piłkarz klubu z Łazienkowskiej nie jest skuteczniejszy. Działo się to w 44. min meczu, ale okazało się, że przed przerwą kibice gospodarzy dostali jeszcze jeden powód do radości. Rosołek był faulowany w polu karnym. Sędzia Piotr Lasyk sprawdził tę sytuację na VAR, ale nie miał wątpliwości i Carlitos ustawił sobie piłkę na 11. metrze. Kibice trochę się zdziwili, bo do tej pory skutecznym wykonawcą karnych był w Legii Josue. Najwyraźniej jednak Portugalczyk chciał, aby jego hiszpański przyjaciel przełamał niemoc strzelecką. Skończyło się to jednak katastrofą, bo Bartosz Kiełbaniuk obronił tę jedenastkę. Tuż po przerwie Legia została srogo ukarana za swoją nieskuteczność. Sytuacja nie wydawała się groźna. Kacper Tobiasz wybił na róg strzał, który zmierzał poza jego bramkę. Z rzutu rożnego dośrodkowywał Damian Dąbrowski, a Jakub Bartkowski wyskoczył wyżej od legionistów i ładnym strzałem głową pokonał Tobiasza. Była to 51. min meczu. Cały stadion był w szoku, bo każdy spodziewał się raczej kolejnego gola dla gospodarzy, a nie wyrównania. Runjaić w końcu zdjął z boiska nieskutecznego Carlitosa i wystawił w jego miejsce bohatera drugiego spotkania w Płocku, Ernesta Muciego. Odkryta Legia Przed spotkaniem szkoleniowiec Legii chwalił się, że o Pogoni wie wszystko. - To ta sama drużyna, zaszło w niej mało zmian, pozostały schematy takie, jakie pamiętam, również zawodnicy i ich profil jest mi znany - mówił. Nie przewidział jednak, że jego piłkarze będą tak nieskuteczni. W drugiej połowie gospodarze przeważali, ale fantastycznie bronił Kiełbaniuk. Legioniści za wszelką cenę chcieli zwyciężyć, momentami fatalnie się odkrywając. Szczecinianie na ich szczęście nie potrafili jednak skutecznie skontrować, choć takich sytuacji mieli w końcówce meczu co niemiara. Tylko dobrej grze Tobiasza Legia zawdzięcza uniknięcie porażki. Ponad 21 tysięcy kibiców obecnych na meczu musiało wracać do domu z uczuciem potężnego niedosytu.