Mecz na szczycie podopieczni trenera Piotra Stokowca bardzo szybko mogli ułożyć pod swoje dyktando. W drugiej minucie Artur Sobiech ruszył na bramkę, minął bramkarza Radosława Cierzniaka i z kąta strzelił w światło bramki, ale piłkę zatrzymał wślizgiem Artur Jędrzejczyk. Obrońca mistrzów Polski najpierw "nakrył" piłkę biodrem, a następnie ewidentnie zagarnął ją ręką i w pierwszej reakcji sędzia Daniel Stefański wskazał na "wapno". Następnie rozpoczął konsultacje sytuacji z wozem VAR, a po chwili sam pobiegł do monitora. Gdy wszystkim wydawało się, że arbiter udał się sprawdzić, czy w momencie prostopadłego podania do Sobiecha nie było przypadkiem rzutu karnego, arbiter przyglądał się powtórkom z wślizgu "Jędzy" i... odwołał rzut karny, a gra została wznowiona w polu karnym rzutem sędziowskim. Media społecznościowe i fora kibiców rozgrzewały się do czerwoności. W niektórych przekazach pojawiło się forsowanie interpretacji, jakoby Stefański postąpił zgodnie z przepisami. Otóż ma istnieć zalecenie, że w takich sytuacjach, gdy zawodnik najpierw dotyka piłkę inną częścią ciała, a dopiero później ta trafia w jego rękę, "jedenastek" nie należy dyktować. Nic z tego, że gdyby nie zatrzymanie piłki ręką, to napastnik Lechii mógł mieć możliwość dobitki. Zupełnie inaczej na sprawę patrzy Zbigniew Boniek. Prezes PZPN-u w niedzielnej rozmowie z redaktorem Romanem Kołtoniem, w jego autorskim programie "Prawda Futbolu", wskazał na ewidentny błąd arbitra. - Słyszałem narrację, że Stefański podjął dobrą decyzję, bo piłka najpierw dotknęła klatki, a dopiero później ręki Jędrzejczyka i nie powinno być karnego. To są totalne głupoty, które wygadują ludzie. Gdyby tak było, to ja, jako piłkarz, stanąłbym na linii i bronił strzał: piłka odbiłaby się najpierw od mojej nogi, a później od dłoni i nic by nie było. W tym przypadku mówię jasno: Stefański popełnił błąd. Nie jest to błąd techniczny, ale interpretacyjny. Sędzia najpierw podyktował karnego, sędzia boczny podniósł chorągiewkę - więc Stefański powiedział, żeby sprawdzić spalonego i jeżeli go nie będzie, to podyktuje rzut karny. Wiem to. Wydawało mi się, że Stefański sprawdzi tylko jedno: czy dać Jędrzejczykowi żółtą czy czerwoną kartkę. Ale zrobił inaczej - przedstawił swoją rację Boniek. - Najlepszym wyjściem byłoby to, co zrobił pan Marciniak po meczu Portugalia - Serbia. Wtedy też podjął decyzję, a po meczu przeprosił za błąd. Ja też mogę przeprosić: trenera Stokowca, piłkarzy Lechii, kibiców. Ale to nie jest decyzja, która zdecydowała o wyniku. Rzut karny musieliby strzelić, nie wiadomo, czy wtedy Haraslin strzeliłby na 2-0 - podsumował Boniek. AG