Sześć remisów i trzy porażki - to był dziś po godz. 17 tegoroczny bilans Puszczy Niepołomice w Ekstraklasie. Bilans, który na pewno nie powalał nikogo na kolana, choć przecież były w tym starcia z Legią Warszawa, Rakowem Częstochowa czy Śląskiem Wrocław, którym beniaminek urywał punkty. Pozwalał on na balansowanie na granicy strefy spadkowej, ale dopiero zwycięstwo pozwoliło z niej wyjść. Zwycięstwo z Lechem Poznań, który chyba definitywnie pogrzebał swoje nadzieje na zdobycie tytułu mistrza Polski. I w którym chyba definitywnie szansę na dalszą pracę stracił Mariusz Rumak, pytanie, czy stanie się to dopiero po sezonie. Jego podopieczni nie pokazali dzisiaj nic, co by wskazywało na chęć dalszej pracy z tym szkoleniowcem. Plan Puszczy na Lecha - tego można się było spodziewać. A goście... zostali zaskoczeni Lech zaczął w Krakowie serial starć z zespołami walczącymi o utrzymanie (Puszcza, ŁKS, Cracovia, Ruch) - komplet punktów miał mu dać szansę zbliżyć się do Jagiellonii, ale też zapewnić awans do europejskich pucharów. "Kolejorz" przyjechał do Krakowa po szczęśliwie wygranym 1:0 meczu z Pogonią Szczecin, dziś okazało się, jak wielkiego farta miał przed tygodniem. Na tle beniaminka wyglądało blado, grał bez zaangażowania. I bez pomysłu. Puszcza zaś ten pomysł miała - bardzo szybko starała się przenosić piłkę na połowę Lecha, wykorzystywać boczne sektory boiska i kiepską mobilność rywali. Tak właśnie padła pierwsza bramka, gdy Kamil Zapolnik wygrał starcie, Miha Blazić nie zdołał wybić piłki, a napastnik Puszczy za chwilę huknął zza pola karnego. Bartosz Mrozek to uderzenie obronił, ale dobitki Jordana Majchrzaka - już nie. No i Puszcza miałą stałe fragmenty gry, do których uparcie dążyła, często wykorzystując nawet lekkie dotknięcia rywali. Już w 3. minucie, po rzucie rożnym, Barry Douglas uratował Lecha po strzale Wojciecha Hajdy, Mrozek nie sięgnąłby piłki. A to, co gracze z Niepołomic zrobili w 23. minucie, długo będzie dyskutowane wśród kibiców. Rzut wolny, który przejdzie do historii klubu z Niepołomic. Kibice Lecha się wściekli Puszcza wywalczyła rzut wolny, niedaleko linii bocznej boiska. Sytuacja nie wyglądała groźnie, Lech nawet nie ustawił muru. Gospodarze za to - już tak! Stanęło w nim pięciu zawodników, którzy jeszcze przed dośrodkowaniem się rozbiegli. W różnych kierunkach, byli zmylić rywali. I tak zmylili, że żaden z poznaniaków nie zdążył za Arturem Craciunem, który idealnie dostawił głowę do piłki i też pokonał Mrozka. - "Kolejorz, co wy robicie?" - krzyknęli od razu kibice Lecha. Można już się było spodziewać kolejnej kompromitacji "Kolejorza". Puszcza bowiem walczyła na całego, jej gracze biegali w tempie, którego nie spodziewali się chyba ich rywali. W pierwszej połowie gracze z Niepołomic przebiegli o 7 kilometrów więcej od poznaniaków, ale nie dlatego, że tylko biegali za piłką. Oni często biegali z nią, atakowali. Lech zaś był bezradny, nie miał koncepcji, jak dobrać się do skóry rywalom. Bezużyteczni byli skrzydłowi, środek pomocy prawie nie istaniał. Dwa niecelne uderzenia zza pola karnego Mikaela Ishaka i Afonso Sousy - to wszystko na co ich było stać. Strzał celny zaś był jeden - w czwartej minucie doliczonego czasu, gdy leciutko kopnął z 16 m Adriel Ba Loua. Oliwier Zych miał się prawo nudzić. Nie nudzili się zaś jego koledzy z pola, a Roman Jakuba powinien był nawet poprawić wynik na 3:0. Nieporadny Lech próbował odmienić swój los. Kontaktowa bramka w samej końcówce Trener Lecha zareagował dwoma zmianami, ale były to roszady na pozycjach: w środku obrony i na skrzydle. Nie zmieniały systemu gry drużyny, poznaniacy nadal byli bezradni. Piłkarze z Niepołomic nie atakowali już pressingiem tak wysoko, nie atakowali, ale też nie musieli. Trzymali swoje zasieki daleko od bramki Zycha, przez kwadrans goście nie oddali żadnego strzału. I o to właśnie beniaminkowi chodziło. Z każdą minutą było coraz bardziej klarowne, że Lech kolejny raz skompromituje się w kluczowym momencie sezonu. Puszcza oddała inicjatywę, ale miała sytuację pod kontrolą, tak się wydawało. Aż w 87. minucie Filipowi Marchwińskiego zupełnie nie wyszedł strzał z 17 metrów, ale zrobiła się z tego idealna asysta do Ishaka. A Szwed w piękny sposób trafił, stając się najlepszym snajperem-obcokrajowcem w historii klubu. Sędzia Bartosz Frankowski doliczył pięć minut, Lech rzucił wszystko na jedną szalę, do ataku powędrował nawet stoper Bartosz Salamon. Nic to nie dało, Puszcza wygrała 2:1 - pierwszy raz w tym roku. I jest poza strefą spadkową.