Po wielkim kryzysie w maju, gdy w kilka tygodni Lech w fatalnym stylu stracił szansę na zdobycie mistrzostwa Polski, wiceprezes klubu ds. sportowych Piotr Rutkowski przedstawiał Ivana Djurdjevicia jako "klubowego wychowanka" - człowieka przygotowywanego do objęcia roli trenera pierwszej drużyny przez pięć lat. Działo się to za szybko, ale osoby zarządzające klubem chciały uspokoić zdenerwowanych kibiców, dając im na tacy Djurdjevicia - ulubieńca trybun. - Przyjdzie mi teraz walczyć ramię w ramię z takim człowiekiem, jak Ivan. Wiem, że Ivan swoją energią i charyzmą zarazi szatnię Lecha Poznań. Będzie miał moje stuprocentowe wsparcie aby dokonać tych zmian, które są konieczne w tym klubie - mówił wówczas Piotr Rutkowski. Wsparcia starczyło na niespełna pół roku, a po trzeciej z rzędu porażce syn właściciela Lecha z byłym już trenerem nie idą ramię w ramię. Djurdjević po zwolnieniu wyjechał do Szwajcarii na zajęcia przy kursie UEFA Pro, a do Poznania ma wrócić w piątek - wtedy spotka się z dotychczasowymi pracodawcami. Szefowie Lecha, ratując twarz, chcą, aby Serb pozostał w strukturach klubu. To jednak wątpliwe. Zwalniając Djurdjevicia szefowie Lecha postawili klub pod ścianą - złamali dane słowo, poświęcili jednego z ulubieńców trybun. Aby teraz ratować sytuację, postanowiono zatrudnić Adama Nawałkę, który z kolei chciałby pracować w Chinach. Lech jest w stanie poświęcić bardzo wiele, aby przekonać byłego selekcjonera - nie tylko poświęcić rekordowe środki finansowe, sięgające kilku milionów złotych rocznie, ale też i reguły funkcjonowania na rynku transferowym. To nie słynny "komitet transferowy", a Nawałka decydowałby o pozyskiwaniu nowych graczy. W ostatnich latach Lech miał tyle chybionych strzałów, że raczej klubowi na złe by to nie wyszło. Rozmowy z byłym selekcjonerem mogą jednak trwać przez dłuższy okres. W najbliższym meczu z Jagiellonią Białystok, a być może także i po reprezentacyjnej przerwie, Lecha prowadzić będzie Dariusz Żuraw. W tym sezonie prowadził trzecioligowe rezerwy "Kolejorza", zresztą z dobrym skutkiem. - Sytuacja jest dynamiczna, nie znam szczegółów, ale myślę, że poprowadzę drużynę w Białymstoku. Z mojego doświadczenia wiem, że takie sprawy nie idą szybko - mówi Żuraw. Tymczasowy trener Lecha w tym tygodniu będzie prowadził zajęcia wg planu godzinowego przygotowanego przez Djurdjevicia - zajęcia odbywać się będą raz dziennie. - Znam dość dobrze ten zespół, oglądałem mecze, znam zawodników, niektórzy grali u mnie w rezerwach. Planu nie będę zdradzał, bo nie mam zamiaru ułatwiać pracy trenerowi Mamrotowi. Jakieś zmiany mogą być, ale nie mam zamiaru mówić, czy personalne, czy też taktyczne - przyznaje Żuraw, który zapewnia, że z Djurdjeviciem miał świetny kontakt. - Życzyłbym każdemu trenerowi rezerw, aby miał taki układ ze szkoleniowcem pierwszego zespołu. Jestem jednak pracownikiem tego klubu i poproszono mnie, bym pracował z pierwszym zespołem. Jestem przygotowany, mam trochę doświadczenia, które zdobyłem pracując u boku Macieja Skorży, a później samodzielnie. Zdaję sobie jednak sprawę, że klub szuka trenera - mówi Żuraw, który w przypadku angażu Nawałki wróci do pracy z trzecioligowymi rezerwami. - Zrobiłem wszystkie kursy trenerskie, mam licencję UEFA Pro. Po to jeżdżę i dokształcam się, by kiedyś pracować w Ekstraklasie, a marzeniem jest prowadzenie klubu w Bundeslidze. Nie chciałbym, aby ktoś myślałem, że wykorzystuję sytuację Ivana, bo współpracowało mi się z nim bardzo dobrze - przyznaje Żuraw. Tymczasowy trener Lecha też już żegnał się z tym klubem w przykrej atmosferze. W październiku 2015 roku Lech zwolnił trenera Macieja Skorżę i jego asystentów: Żurawia i Tomasza Rząsę, dziś dyrektora sportowego w klubie. Wtedy jednak poznaniacy po 11 kolejkach, jako mistrzowie Polski, zamykali tabelę z dorobkiem... pięciu punktów. - Wtedy było gorzej niż teraz, nie muszę mówić, na którym byliśmy miejscu. Nie chcę też przypominać atmosfery. Wszyscy też jednak wiemy, że to co się ostatnio wydarzyło, nie wpływa dobrze na mentalność piłkarzy. Znam ich jednak, a w każdym dotychczasowym klubie udawało mi się nawiązać kontakt z zawodnikami - twierdzi Żuraw. Andrzej Grupa