Pięć remisów w pierwszych pięciu meczach 18. kolejki, a do tego jako szóste spotkanie z udziałem Piasta Gliwice - zespołu, który od końca września w tej lidze tylko remisował. Te statystyki zapowiadały jedno: kolejny podział punktów. A że najczęściej ostatnio Piast remisuje 0:0, to i mogło się to stać po słabym spotkaniu. Pierwsza połowa pokazała, że takie dane mogą mieć później potwierdzenie na boisku. Dwunastoma remisami w 16 meczach Piast zawalił tę rundę. Był najlepszy wiosną, lepszy nawet od Rakowa czy Legii, jesienią powinien się włączyć do walki o europejskie puchary. Zwłaszcza w sytuacji, gdy inni muszą w nich grać. Tymczasem istniało zagrożenie, że w przypadku porażki w Poznaniu gliwiczanie spadną nawet do strefy spadkowej, tak ciasno zrobiło się w dolnej części tabeli. Przy Bułgarskiej Piast od lat grać nie potrafi, ale też i Lech nie prezentuje się ostatnio zbyt dobrze. Czasem "przepycha" mecze jakością swoich piłkarzy, jak ostatnio w Kielcach czy Gdyni, ale kiepska gra nie przyciąga kibiców na stadion. Widać to było po pustawych sektorach na stadionie - 14 tys. widzów na meczu uświetniającym 105. rocznicę Powstania Wielkopolskiego, z uroczystą oprawą, to też swoiste wotum nieufności dla stylu gry drużyny i samej pracy Johna van den Broma. Lech może i chciał, ale nie wiedział jak. Piast też zbyt wielu atutów nie miał Mecz był bowiem kiepski, momentami słaby, momentami bardzo słaby. Piast oddał Lechowi piłkę, ten nie potrafił przyspieszyć akcji, sam też miał dość często problemy, gdy goście atakowali "Kolejorza" już przy próbach krótkiego rozegrania piłki przez Bartosza Mrozka. Więcej było interwencji medyków obu drużyn niż celnych strzałów. A to padł na murawę Michael Ameyaw, a to Arkadiusz Pyrka i Kristoffer Velde zderzyli się głowami, co obrońca Piasta przypłacił rozcięciem i bandażem. Starcia Pyrki i Velde były chyba jedyną ozdobą tej połowy, młody gracz Piasta długo świetnie sobie radził z gwiazdą Lecha. W 31. minucie Norweg go jednak zgubił, później wbiegł przed Ameyawa i wystawił piłkę Mikaelowi Ishakowi. Dawniej kapitan Lecha pewnie by taką okazję wykorzystał, dziś jego dyspozycja pozostawia wiele do życzenia, więc zamiast tylko przystawić nogę i uderzyć w kierunku bramki, przyjmował piłkę. Nieudolnie. Goście odpowiedzieli uderzeniem z 18 metrów Damiana Kądziora, jedynym celnym w ich wykonaniu przed przerwą. Mocnym, ale niezbyt precyzyjnym, więc bramkarz sobie z tym poradził. W samej końcówce dwukrotnie świetnie zapowiadające się kontry Lecha zepsuł Filip Marchwiński, do tego Velde jeszcze raz ograł Pyrkę, ale tym razem uderzył obok bramki Karola Szymańskiego. Bramkarza, który z Akademii Lecha wyszedł w świat, ale w Poznaniu nigdy poważnej szansy nie dostał. Lech atakuje, Piast się broni. Jeden wypad zmienił wszystko, w swoim polu karnym "zgłupiał" napastnik Lecha Po przerwie pozbawiona Jakuba Czerwińskiego defensywa Piasta znacznie częściej była w opałach, Lech nie potrafił jednak docisnąć do końca. Kotłowało się kilka razy przed bramką Szymańskiego, świetną okazję miał Marchwiński, po dograniu Radosława Murawskiego, ale źle przyjął piłkę. Goście nie próbowali już tak wysoko atakować pressingiem jak przed przerwą, zostawiali poznaniakom więcej miejsca. Lech rozciągał akcje na skrzydła, sporo było dośrodkowań, ale Piast wychodził z tego wszystkiego obronną ręką. Sam zaś skontrował w 77. minucie - Kądzior dograł z prawej strony prosto na głowę Ameyawa, ten świetnie uderzył, ale refleksem popisał się Mrozek. Goście wywalczyli jednak rzut rożny, a po nim... rzut karny. Cała sytuacja była kuriozalna - po dośrodkowaniu w pole karne pchnięty został Tomáš Huk - Ishak wyraźnie położył rękę na jego plecach, gdy obrońca Piasta szykował się do strzału. Tyle że sędzia Arys przerwał grę po minucie, a później przez sześć minut trwała analiza, czy zawodnik z Gliwic nie był w tej sytuacji na spalonym. Dopiero wówczas główny arbiter pobiegł do monitora i potwierdził, że Piast dostanie rzut karny. Patryk Dziczek wykorzystał go w 86. minucie. Lech musiał teraz rzucić wszystko na jedną szalę, van den Brom posłał na boisko Artura Sobiecha. Ten już po niespełna minucie miał okazję - jego mocny strzał obronił Szymański. Arbiter doliczył 9 minut - poznaniacy mieli jeszcze sporo czasu. Teraz to dopiero zrobiło się gorąco, trzykrotnie lechici domagali się rzutu karnego, trzykrotnie ruszali w kierunku Karola Arysa, a ten odrzucał ich żądania. Totalna ofensywa zakończyła się niepowodzeniem, Piast utrzymał prowadzenie, wygrał trzeci mecz w tym sezonie. A w Lechu pewnie będą się zastanawiać, czy dalsza praca van den Broma ma jeszcze sens. - Tylko mistrzostwo, "Kolejorz", tylko mistrzostwo - ryknęli kibice z "Kotła", gdy piłkarze stanęli po meczu przed tą trybuną. Z Holendrem w roli szkoleniowca to raczej misja niewykonalna i - jak słyszymy - w klubie też panuje już takie przekonanie.