Gdyby spojrzeć na statystyki Lecha Poznań po rundzie jesiennej, sympatycy poznańskiej drużyny powinni być zadowoleni. Mistrz Polski był pierwszy pod względem posiadania piłki (58,6 procent), liczby strzałów (17,3 w meczu), a także liczby strzałów celnych (6,5). W teorii to powinno przekładać się na konkretne liczby w tabeli Ekstraklasy - tak zdobytych punktów, jak i strzelonych goli. Rzeczywistość jest jednak inna. Lech nie strzelił tylu bramek, na ile zasłużył? Tak uważa jego trener Lech obecnie jest poza podium, a w dorobku ma zaledwie 22 zdobyte bramki. Gra mistrza Polski często wygląda tak, że ładnie na to patrzy się z boku, ale końcowych efektów za bardzo nie widać. Piłkarze "Kolejorza" mają duże umiejętności indywidualne, nauczyli się pewnych schematów, które przychodzą im z łatwością, jakby chcieli "wjechać" z piłką do bramki. W dwóch pierwszych meczach tego roku w Mielcu i Legnicy oddali aż 38 strzałów, 17 z nich było celnych. Efekt? Zaledwie dwie zdobyte bramki, w tym jedna z karnego oraz zgubione kolejne cztery punkty. - To nie jest to, czego oczekiwaliśmy po bardzo dobrym okresie przygotowawczym. Jeśli przeanalizujemy jednak nasz mecz w Legnicy, to graliśmy rzeczywiście dobrze. Mieliśmy wiele okazji, naprawdę wielu, ale nie strzeliliśmy tylu goli, na ile zasłużyliśmy. I to jest nasz jedyny problem - mówi trener Lecha John van den Brom, który w niedzielę oczekuje reakcji w ponownym starciu z Miedzią. Siedem bramek Lecha zza pola karnego. "My tego nie chcemy" Problemem Lecha jest to, że gra dość przewidywalnie. Chce dostać się z piłką w pole karne, by tam szukać okazji. Często brakuje prób uderzeń z dystansu, a najlepsi w tym elemencie Nika Kwekweskiri i Joao Amaral nie grają. Van den Brom jest przekonany do swoich racji i swojej taktyki. - Taka jest droga, którą chcemy iść. Powinniśmy oczywiście czasem uderzać z dystansu, ale nie mam zaufania do takiej strategii. Jeśli ktoś ma lepszą pozycję, to trzeba go szukać. Spójrzmy na strzał Salamona w Legnicy, chyba z 40 metrów. Come on, co to jest? My tego nie chcemy! Tylko w tej sytuacji straciliśmy piłkę - mówi Holender. I dodaje: - Będziemy próbować, ale ważniejsze jest kreowanie okazji. Nie strzeliliśmy jednej bramki więcej od rywala i to chyba jedyna zła rzecz z tego meczu. Celem jest strzelenie ich w niedzielę - twierdzi. Lechici zdobyli w tym sezonie siedem bramek uderzeniami zza szesnastki: po dwie Amaral i Michał Skóraś oraz po jednej: Kwekweskiri, Mikael Ishak i Afonso Sousa. Trener Lecha zastanawia się, co mógłby powiedzieć Ishakowi? W tym aspekcie - niewiele Nie da się ukryć, że ze statystyki tzw. oczekiwanych goli wynika, że Lech powinien mieć już ich w dorobku ponad 27. Ma tymczasem zaledwie 22. Żadna inna drużyna w Ekstraklasie nie ma tak dużej różnicy na niekorzyść - zbliża się tu jedynie Zagłębie Lubin. To świadczy o wyjątkowej nieskuteczności poznańskich piłkarzy, w tym Mikaela Ishaka. Szwed w Legnicy zdobył bramkę z rzutu karnego, ale zmarnował co najmniej dwie wyśmienite okazje na początku drugiej połowy. - Dobrze zbiegł, zdołał strącić piłkę, bramkarz ją odbił. Później go trafił, zabrakło mu szczęścia. Co mam powiedzieć "Mice"? Jest doświadczonym piłkarzem, potrafi uderzyć z każdej pozycji. Może w niedzielę uda mu się to już przy pierwszej próbie? - zastawiał się John van den Brom. Lech Poznań - Miedź Legnica. Gdzie transmisja? Lech Poznań zagra z Miedzią Legnica w niedzielę o godz. 15. Będzie to pierwszy pojedynek "Kolejorza" w tym roku przed własną publicznością. Transmisję z tego spotkania można obejrzeć w Polsat Box Go (Canal+Sport 3). Mecz pokaże CANAL+ Sport. Materiał zawiera linki partnerów reklamowych