- Wiedzieliśmy jaki plan ma Wisła: będzie chciała wykorzystać nasze zmęczenie i atakować bokami. Przez to trochę inaczej ustawiliśmy zawodników, by wzmocnić boki ataku. Zaryzykowałem też ustawienie Jóźwiaka na lewym wahadle, choć tam dotąd nie grał. Chcieliśmy zagrać od początku bardzo ofensywnie i to się udało, bo mieliśmy nawet sytuację na 3-0 - mówił po spotkaniu Ivan Djurdjević. W 24. minucie Joao Amaral z bliska spudłował do praktycznie pustej bramki, a wtedy "Kolejorz" mógł mieć właśnie trzy bramki zaliczki. Po chcieli było zaś 2-1. - Mogę powiedzieć: jedno wielkie przepraszam dla ludzi, który to oglądali. To wstyd i powiedziałem to samo w szatni, że nie możemy zachowywać się jak juniorzy. Nie może być momentów na kalkulacje, na brak koncentracji i może gdzieś tam czwartkowy mecz z Genkiem mógł mieć wpływ na postawę, ale nie aż taką. Nie grałem nigdy w takim meczu i takiego nie pamiętam - dodawał trener Lecha. Serb dokonał tylko jednej zmiany w porównaniu do czwartku i sam przyznał, że mocno ryzykował. Ta zmiana była zresztą wymuszona kontuzją Norwega Thomasa Rogne. - Ryzykowaliśmy, bo chcemy też łamać pewne bariery. Spróbowaliśmy wariantu bardzo ofensywnego, a gdybyśmy wygrali, wszyscy powiedzieliby: bardzo dobrze. Na tym etapie sezonu można w pewnych kwestiach próbować ryzyka. W ostatnich tygodniach graliśmy co trzy, cztery dni i nie było czasu, by pewne rzeczy popoprawiać, a wielu elementach czegoś nam brakuje, np. w pressingu. Mamy nad czym pracować - mówi Djurdjević. Co się stało z Lecham na początku drugiej połowy, gdy stracił trzy gole? - Mieliśmy w szatni mocną rozmowę, że musimy zacząć bardzo skoncentrowani. A wyszło jak wyszło. Fatalna połowa, bo bramce na 2-3 nie mieliśmy już czym zareagować. To był smutny dzień. Wiedziałem jednak, że przyjdzie moment na słabszy dzień i pojawią się ślady tak częstej gry. To taka nauka, że do końca trzeba być skoncentrowanym, bo nie ma spotkań wygranych przy stanie 2-0. Zawsze trzeba grać do końca - zakończył trener Lecha. Andrzej Grupa