Lech po ostatnim remisie u siebie z ŁKS Łódź 1:1 stracił fotel lidera na rzecz Legii, z którą zagra w najbliższą niedzielę. By odzyskać prowadzenie w tabeli, a być może i również zdobyć mistrzowski tytuł, musi w Warszawie wygrać. "Jeśli Lech nie wygra w Warszawie może mieć kłopoty ze zdobyciem mistrzostwa, tym bardziej, że czeka ich później wyjazd do Polonii Warszawa" - uważa Jarosław Araszkiewicz, były piłkarz Lecha, który ma za sobą również grę w stołecznym klubie. Podopieczni Franciszka Smudy nieco słabiej spisują się w rundzie wiosennej. Z pięciu ostatnich meczów wygrali zaledwie jeden. "Trener Smuda nie ma zbyt dużego pola manewru jeśli chodzi o możliwość zmian. Nie ma 24 zawodników do dyspozycji, by sobie swobodnie ich przesuwać. Kadra jest dość szczupła, do tego nałożyły się jeszcze kontuzje i być może zmęczenie" - tłumaczył Araszkiewicz, który obecnie jest trenerem drugoligowego Pelikana Łowicz. Mecze Lecha z Legią zawsze elektryzowały kibiców w Poznaniu. Na stadionie przy ul. Bułgarskiej przyjazd warszawskiej drużyny gromadził zwykle komplet na trybunach. "Gdzieś na linii Poznań - Warszawa była zawsze jakaś niechęć, zazdrość. W przypadku tego typu spotkań trenerzy nie muszą specjalnie mobilizować swoich zawodników. Zachowując proporcje, to jest tak jak z meczami Realu Madryt z Barceloną. Na pewno będzie to dobre widowisko, piłkarze będą chcieli się pokazać z jak najlepszej strony, tym bardziej, że w Warszawie mecze ogląda zawsze spora rzesza różnych menedżerów" - stwierdził. Sam wielokrotnie uczestniczył w pojedynkach Lecha z Legią. Najbardziej w pamięci utkwiło mu spotkanie sprzed 25 lat na Łazienkowskiej. Kroczący po drugi mistrzowski tytuł Lech wygrał na Łazienkowskiej 2:0, a Araszkiewicz miał wówczas zaledwie 19 lat. "Czesiu Jakołcewicz strzelił pierwszą bramkę, ja podwyższyłem wynik. To była moja pierwsza bramka w lidze i to bardzo ładna. Jacek Kazimierski bronił wówczas bramki Legii, pokonałem go strzałem z 16 metrów" - wspominał.