Syn właściciela klubu Jacka Rutkowskiego, będący jednocześnie wiceprezesem Piotr Rutkowski poczuł się najwyraźniej dotknięty wyrazami dezaprobaty w stosunku do niego, płynącymi z trybun podczas niedzielnego starcia z Legią. jakie przerwali pseudokibice.- Tym, którzy wołali w niedzielę "Rutkowski, wyp...", odpowiadam: będę walczył dalej, nie poddam się. Nigdy się nie poddam. Być może to najtrudniejszy moment w mojej karierze - powiedział dzisiaj Piotr Rutkowski.Lech, co przyznał Rutkowski, miał stworzoną autostradę do zdobycia mistrzowskiego tytułu. - Dlatego ten sezon był dla nas najbardziej rozczarowujący w ostatnich latach. Mieliśmy autostradę, ale przegraliśmy cztery mecze z rzędu u siebie, co wcześniej nie zdarzyło się ani razu w ciągu całego roku. To jest niewiarygodne, jak to zawaliliśmy - mówił Rutkowski. Przyznał, że jakiś czas temu do jego gabinetu przyszli dwaj piłkarze, ale nie razem. Rutkowski nazwisk nie podał, ale nieoficjalnie wiadomo, że chodziło o Emira Dilavera i Maria Szituma. - Wywaliłem z gabinetu piłkarza, parę dni później kolejnego, który chciał mi wmówić, że trzecie miejsce jest dobre. Że nie stać nas na mistrzostwo Polski. A tak się mistrzostwa nie zdobywa, brakuje tu mentalności i kultury zwyciężania - mówił wiceprezes. Później stwierdził jeszcze: - Nie będę wskazywał tych piłkarzy palcem, ale ich w Lechu nie będzie. Pokazałem sytuację, aby urzeczywistnić problem, który mamy. Rutkowski wytknął przy tym, niezbyt elegancko, poprzedniemu trenerowi Nenadowi Bjelicy, że za mało zrobił w aspekcie kreowania mentalności zwycięzców. - Rozczarowanie u nas jest duże, frustracja ogromna i chcę przeprosić kibiców, bo popełniliśmy błędy. Biorę na siebie odpowiedzialność za część sportową, będę ją dźwigał i czekają nas zmiany. Dodał przy tym, że z entuzjazmem patrzy w przyszłość, bo... nowym trenerem został Ivan Djurdjević, czyli były piłkarz "Kolejorza", nie mający zbyt dużego doświadczenia w pracy szkoleniowej. Po zakończeniu pięć lat temu kariery piłkarskiej Serb pracował najpierw z młodzieżą, a ostatnio - z trzecioligowymi rezerwami. - Przyjdzie mi walczyć ramię w ramię z takim człowiekiem jak Ivan. Przygotowywaliśmy go do tej roli od lat, na boisku był legendą, wojownikiem, nigdy się nie poddawał i nie odstawiał nogi. Może nie był najlepszym piłkarzem, ale miał największe serce - mówił Rutkowski. Zapowiedział też, że nowy trener będzie miał stuprocentowe wsparcie zarządu w dokonywaniu zmian w klubie. Podobne słowa padały jednak również wtedy, gdy Lecha przejmowali Jan Urban czy Nenad Bjelica. Djurdjević zapewne dokona wielu zmian - z zapowiedzi wynika, że klub opuści ponad połowa obcokrajowców, a tych wiosną było aż 13. Zmiany na pewno dotkną też polskich piłkarzy. - Wiedziałem, że będzie źle, ale nie, że aż tak źle. Mamy zespół w gruzach, nie ma liderów, w kilku ostatnich meczach to nie był Lech Poznań, jakiego chcemy. To wszystko musi wrócić na właściwe tory, zaczynając od dzisiaj - stwierdził Djurdjević, który nie poprowadzi już rezerw w ostatnich meczach sezonu. Serb nie ma też jeszcze właściwych uprawnień, by prowadzić klub z Ekstraklasy, bo jego kurs UEFA Pro zakończy się dopiero na początku 2019 roku. Ma jednak dostać z PZPN zgodę na pracę w roli opiekuna Lecha. Wiceprezes i trener nie zdradzili jeszcze, kto odejdzie, a kto przyjdzie do Lecha. Czy klub będzie miał wreszcie dyrektora sportowego z prawdziwego zdarzenia? To właśnie Piotr Rutkowski odpowiada za stronę sportową Lecha i to m.in. w jego kierunku skierowany był niedzielny protest kibiców, zakończony zamieszkami, aktami wandalizmu i przerwaniem spotkania z Legią. - Poważnie się będę nad tym zastanawiał, rozważam taką możliwość. Z drugiej strony: to ja jestem osobą odpowiedzialną i dalej będę dźwigał tę odpowiedzialność. Nie chcę zasłaniać się dyrektorem sportowym, chcę walczyć dalej - mówił Rutkowski. Djurdjević musi zacząć zmiany od wskazania kapitana, bo dotychczasowy Maciej Gajos raczej nie zostanie w tej roli. - Zespół znajduje się w gruzach, a Lech musi zawsze mieć lidera, kapitana, umieć wychodzić do ludzi. Na razie takiego nie widzę. Muszę odbudować zespół - zapowiedział Djurdjević, który od każdego piłkarza ma wymagać mówienia po polsku. - Byłem w tej szatni, to szatnia trudna. Szatnia wielu kultur. Musi jednak być modelowa, musi być związana z językiem polskim. Jak ktoś przyjeżdża tutaj, to musi się go nauczyć. A jak nie chce, to znaczy, że nie chce tu być - stwierdził Djurdjević, który porozumiewa się w sześciu językach. Od władz klubu będzie się domagał wpisywania klauzuli do kontraktu o nauce języka. Przebudowany Lech, już pod wodzą 41-letniego Serba, prawdopodobnie rozpocznie przygotowania do kolejnego sezonu 18 czerwca. Andrzej Grupa