Gospodarze nie mogli zdobyć bramki w tym roku przez 590 minut. W końcu wyręczył ich Celeban, ale mecz w Poznaniu ma też inne konsekwencje. Śląsk mógł zostać liderem po wpadce Legii, a tymczasem stracił do niej kolejny punkt. W Lechu, tak jak zapowiadał trener tej drużyny Mariusz Rumak, doszło do rewolucji. Semir Stilić, któremu w czerwcu kończy się kontrakt w klubie, nie usiadł nawet na ławce rezerwowych. Na niej znalazło się miejsce dla piłkarzy, bez których "Kolejorza" trudno sobie wyobrazić: Rafała Murawskiego czy Artjoma Rudniewa. Szansę debiutu w Ekstraklasie - i to od pierwszej minuty! - dostał za to młody pomocnik Szymon Drewniak, który niedawno zasłynął rolą "aktora" w filmie, który trafił do internetu. W nim Drewniak był jedną pierwszoplanowych postaci, tańczył w samych bokserkach na imprezie. Rumak zapewniał, że od momentu nagrania tego filmu, czyli od lipca zeszłego roku, do zachowania swojego piłkarza nie miał żadnych uwag i da mu szansę debiutu. Trudno się było jednak spodziewać, że stanie się to w tak ważnym momencie. Przed tym spotkaniem wydawało się, że Śląsk najgorsze momenty kryzysu ma już za sobą i w Poznaniu spokojnie może pokusić się o trzy punkty. Po sobotniej wpadce Legii dałyby one wrocławianom powrót na pierwsze miejsce w tabeli. Drużyna trenera Oresta Lenczyka miała swoje szanse głównie w pierwszej połowie, ale ich nie wykorzystała. Jak zwykle mocnym punktem Śląska były stałe fragmenty gry, wykonywane głównie przez Sebastiana Milę. Tym razem reprezentant Polski nie miał okazji na oddanie bezpośredniego strzału z rzutu wolnego, ale po jego dośrodkowaniach było zwykle bardzo gorąco. Po raz pierwszy - już po minucie gry, gdy przed szansą pokonania Jasmina Buricia stanął Sebastian Dudek. Przeniósł jednak piłkę ponad poprzeczką. Lech dobrze radził sobie przez 20 minut - miał wtedy przewagę w środku pola, gdzie bardzo często piłkę rozgrywał Drewniak. Dwukrotnie Marian Kelemen był w opałach - gdy po dośrodkowaniu Aleksandara Tonewa z piłką minął się Bartosz Ślusarski i gdy strzelał sam Bułgar. Gdy goście doszli do głosu, od razu powinni prowadzić. Po błędzie Siergieja Kriwca sam na sam z Jasminem Buriciem znalazł się Waldemar Sobota - kopnął mocno, ale prosto w Bośniaka. Chwilę później Cristian Diaz łatwo ograł Marcina Kamińskiego, ale gdy się już zdołał odwrócić, strzelił niecelnie. Wreszcie Manuel Arboleda w ostatnim momencie zdołał zablokować uderzenie Łukasza Madeja - też mogło być 0-1. Goście prezentowali się wtedy lepiej, częściej rozgrywali swoje ataki skrzydłami. Lechici razili za to niedokładnością, choć nie można odmówić im woli walki. W drugiej połowie Rumak posłał do ataku Rudniewa, ale to nie Łotysz dał gospodarzom prowadzenie. Najlepszy strzelec Ekstraklasy minął się bowiem z piłką po wrzutce Tonewa, ale pecha miał Celeban - to on skierował futbolówkę do siatki. Śląsk nie miał nic do stracenia, choć nie atakował wszystkimi siłami. Goście z każdego rzutu wolnego na połowie Lecha starali się wrzucić piłkę na pole karne. Najlepszą okazję mieli w 55. minucie - po wrzutce Sebastiana Mili z rzutu rożnego Dudek miał kilka metrów do bramki i pustkę wokół siebie. Uderzył piłkę głową bardzo mocno, ale Burić zdołał ją przenieść nad poprzeczką. "Kolejorz" dość mądrze się bronił, a w ataku najwięcej problemów Kelemenowi sprawiał Vojo Ubiparip. W trzeciej minucie doliczonego czasu Dalibor Stevanovic z bliska trafił piłką w słupek - Burić się nawet nie ruszył, złapał futbolówkę dopiero wtedy, gdy leciała w jego ręce. Za to ostatnia kontra Lecha okazała się zabójcza. Gola powinien zdobyć Ubiparip, który miał tylko trzy metry do bramki, a w niej Celebana. Serb trafił jednak w rywala, który zrobił ruch barkiem. Czy powinien być rzut karny? Sędzia Piasecki zareagował na sugestię swojego asystenta - wyrzucił Celebana z boiska, a Lechowi dał rzut karny. "Jedenastkę" wykorzystał Rudniew, który strzelił swojego 19. gola w sezonie, ale dopiero pierwszego w tym roku. Powiedzieli po meczu: Mariusz Rumak (trener Lecha) - Pierwsze cztery spotkania pod moją wodzą nam się nie udały, a mimo to otrzymywałem sms-y od różnych osób z poparciem, ludzie na ulicy dodawali mi otuchy i dziś to zwycięstwo chciałbym im zadedykować. Najważniejsze było dziś wygrać i to nam się udało. Na zawodnikach ciążyła dziś wielka presja i to było widać. Niektórzy nie dowierzali, że pewnych piłkarzy nie można posadzić na ławce. Ja nie miałem wątpliwości co do zmian, ale też nie do końca byłem pewny, czy przyniesie to efekt. Wielka chwała zawodnikom za walkę i ofiarność, ale co do gry to musimy jeszcze popracować. Orest Lenczyk (trener Śląska) - Mogę podziękować swoim zawodnikom za postawę, a Lechowi gratuluję zwycięstwa. Widać było, że obie drużyny bardzo chciały zwyciężyć, ale sama gra była taka jak była - gospodarze nie grali ani ładniej, ani lepiej. Z drugiej strony boisko na to nie pozwalało. Kluczowe znaczenie dla przebiegu meczu miała stracona przez nas bramka, która zmusiła nas do gry atakiem pozycyjnym, a Lech mógł nastawić się na kontry. Z mojego punktu widzenia pierwsza połowa była po stronie Śląska, druga również, ale nie mogę powiedzieć, że szczęście nam dziś sprzyjało. Lech Poznań - Śląsk Wrocław 2-0 (0-0) Bramki: 1-0 Piotr Celeban (51-samobójcza), 2-0 Artjom Rudniew (90+4-karny). Żółta kartka - Lech Poznań: Dimitrije Injac. Śląsk Wrocław: Tadeusz Socha, Łukasz Madej, Rok Elsner. Czerwona kartka - Śląsk Wrocław: Piotr Celeban (90+3-za zagranie ręką). Sędzia: Dawid Piasecki (Słupsk). Widzów 18˙000. Lech Poznań: Jasmin Buric - Marcin Kikut, Marcin Kamiński, Manuel Arboleda, Hubert Wołąkiewicz (73. Mateusz Możdżeń) - Szymon Drewniak, Dimitrije Injac (57. Ivan Djurdjevic), Siergiej Kriwiec (46. Artjom Rudniew) - Aleksander Tonew, Bartosz Ślusarski, Vojo Ubiparip. Śląsk Wrocław: Marian Kelemen - Tadeusz Socha (84. Łukasz Gikiewicz), Przemysław Kaźmierczak, Piotr Celeban, Mariusz Pawelec (65. Patrik Mraz) - Waldemar Sobota (76. Dalibor Stevanovic), Sebastian Dudek, Sebastian Mila, Rok Elsner, Łukasz Madej - Cristian Omar Diaz. Zobacz zapis relacji na żywo z meczu Lech Poznań - Śląsk Wrocław Wyniki, terminarz i tabela T-Mobile Ekstraklasy