W niedzielę o godz. 15.30 na Inea Stadionie trzeci w tabeli Ekstraklasy Lech Poznań podejmie lidera z Białegostoku. Jagiellonia w pięciu wiosennych spotkaniach zdobyła komplet punktów, strzeliła 11 bramek, a straciła zaledwie jedną. Jeśli pokona Lecha, jej przewaga nad klubem z Poznania wzrośnie do 11 "oczek" i raczej nie wydaje się realne, by poznaniacy byli w stanie taki dystans odrobić w ostatnich dziesięciu kolejkach. Jeśli Lech wygra, będzie tracił do Jagiellonii zaledwie pięć punktów, być może tyle samo do Legii. Walka o mistrzostwo kraju będzie wtedy ciekawsza, w grze pozostanie jeszcze Lech, a za jago plecami czają się też Górnik Zabrze i Korona Kielce. W Jagiellonii, mimo kilku prestiżowych zwycięstw, nie ma wielkiej presji. Trener Ireneusz Mamrot tonuje atmosferę, powtarzając, że sytuacja wciąż nie jest rozstrzygnięta, a o rekordach za kilka lat nikt nie będzie pamiętał. Przypomniał też sytuację z niedawnego finału 4x400 metrów na lekkoatletycznych halowych mistrzostwach świata. - Niemal cały bieg prowadzili Amerykanie, a na mecie mówiono o zwycięskich Polakach i rekordzie świata. Kto dzisiaj mówi o Amerykanach? - pytał przed meczem Mamrot. Trener Jagiellonii zauważył też, że w Warszawie Lech rozegrał przeciwko Legii najlepszą połowę w tym roku. - Forma Lecha zwyżkuje, a to zapowiada otwarte i ciekawe spotkanie - mówi szkoleniowiec. Tyle że Lech stoi pod ścianą i wszyscy w Poznaniu zdają sobie z tego sprawę. Z jednej strony piłkarze i trener zapewniają, że dobra postawa w meczu z Legią dobrze wpłynęła na zespół, mimo niekorzystnego wyniku, z drugiej jednak czuć presję. Doszło do tego, że trener Nenad Bjelica zaczął szukać winnych słabszych wyników drużyny w lokalnych dziennikarzach. - To wy kreujecie atmosferę. To prawda, dziennikarze nie pracują dla Lecha, ale kibice też nie pracują, a dopingują i stoją za drużyną - mówił Bjelica, który najwyraźniej zapomniał prześmiewcze skandowanie trybun pod swoim adresem podczas ostatniego meczu ze Śląskiem oraz żądania walki i zwycięstw wobec drużyny. - Panowie piszecie, że atmosfera jest katastroficzna, wy kreujecie taką atmosferę. Ja tego nie robię, a próbuję budować zespół. Gdy wy krytykujecie Raduta, to ja stoję za nim. Jeśli mówicie, że Burić jest za słaby na Lecha, to będę z nim w stu procentach do samego końca. Taki jestem dzisiaj, taki byłem z Robakiem, Kownackim, Nickim Bille albo Gytkjaerem. Moje uwagi zostają wewnątrz drużyny - mówił Bjelica. Tyle że rok temu Lech był w takiej sytuacji, w jakiej dzisiaj jest Jagiellonia. Też wygrał pięć pierwszych spotkań, miał nawet lepszy bilans bramkowy niż Jaga (14-1). Ówczesny trener Jagiellonii Michał Probierz gratulował nawet Lechowi dubletu, co denerwowało Bjelicę. A Chorwat tonował wtedy nastroje. - Wtedy sytuacja była za dobra, a teraz jest przedstawiana zbyt katastroficznie. Jak Probierz mówił o tym wówczas, ja jego zdania nie podzielałem. Analizuję sytuację inaczej niż wy, dziś sytuacja nie wygląda perfekcyjnie, ale też nie katastroficznie - tłumaczy i po raz kolejny zapewnia, że z krytyką nie ma problemu. - Uargumentowaną krytykę szanuję, a moim jedynym problemem jest ta katastroficzność. Jedno jest pewne - Lechowi remis nic nie daje, musi dążyć do zwycięstwa. - Czasami taka presja dodaje skrzydeł, a czasami potrafi spętać nogi - twierdzi Mamrot. Jego zespół wygrał ponad połowę spotkań na wyjeździe - 7 z 13, a to najlepszy bilans w lidze. Lech jako jedyny nie przegrał jeszcze meczu na swoim stadionie, ale... uległ przy Bułgarskiej Jagiellonii w trzech poprzednich sezonach. - Mamy to poczucie, że jest z nami coraz lepiej, a nie chcemy tylko strzelać bramki, ale też pokazać ładną grę. Zdajemy sobie sprawę, że to nasza ostatnia szansy by nie stracić kontaktu z Jagiellonią i Legią - mówi pomocnik Lecha Mihai Radut. Początek niedzielnego hitu 27. kolejki Ekstraklasy - o godz. 15.30. Andrzej Grupa Ekstraklasa: wyniki, tabela, terminarz, strzelcy Ranking Ekstraklasy - sprawdź!