Wszyscy byliśmy oburzeni, gdy Michał Probierz stwierdził, że awans do europejskich pucharów to dla trenera z Ekstraklasy pocałunek śmierci. Coraz więcej wskazuje na to, że trener się nie mylił, choć rzucił nam w oczy prawdę bolesną, niepopularną i nieoczywistą. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie! Sprawdź! Sprawa jest z jednej strony jasna: kisząc się we własnym sosie polskie kluby nie mają szans wykonać kroku do przodu. Tylko konfrontacja z rywalami z Europy może być impulsem rozwoju sportowego i finansowego. Od lat marzymy o tym, żeby doczekać chociaż dwóch drużyn, które będą w stanie regularnie wygrywać kwalifikacje Ligi Europy. Wciąż słyszymy od władz Ekstraklasy jak to nasz ligowy futbol błyskawicznie się rozwija i ciągle nie możemy zobaczyć tego na własne oczy. Na zielonej murawie polskie kluby biorą w skórę od rywali, których kiedyś uważali za egzotykę. Toteż postawa Lecha w tym sezonie Ligi Europy była objawieniem. Zwłaszcza, że klub z Poznania przyjął strategię rozwoju opartą raczej na wychowankach, niż zatrudnianiu gwiazd z hiszpańskiej III ligi. Dariusz Żuraw budował zespół dumnie patrzący do przodu. Grający odważnie, ofensywnie, według standardów, z których kibic ligowej piłki mógł być dumny. Po trzech latach oczekiwania polski klub wreszcie postawił stopę w fazie grupowej Ligi Europy. Z jednej strony Lech odniósł sukces sportowy i finansowy, z drugiej kompletnie nie poradził sobie z grą na dwóch frontach. Dziewiąte miejsce w tabeli z 12 pkt straty do liderującej Legii to przepaść na którą drużyna Żurawia sama zapracowała, ale na którą, z racji swojej klasy, nie zasługuje. Od strefy gwarantującej Lechowi miejsce w kwalifikacjach do europejskich pucharów w przyszłym sezonie dzieli go aż 11 pkt. Trzeba to odrobić w 16 meczach. Lech padł ofiarą swojego sukcesu? Sprzedał reprezentantów Polski Kamila Jóźwiaka i Jakuba Modera (za rekordowe w Ekstraklasie 11 mln euro), ale jego przyszłość nie jest pewna. Wygląda to dość paradoksalnie. Drużyna, która wyeliminowała Apollon Limassol, Charleloi, pokonała Standard Liege, przegrała aż pięć meczów ligowych: z Zagłębiem Lubin, Pogonią Szczecin, Jagiellonią Białystok, Legią i Wisłą Kraków. A z kolejnymi pięcioma rywalami z Ekstraklasy uciułała ledwie remisy. Można by to przekuć w komplement dla ligowych rywali, gdyby nie fatalne 30. miejsce Ekstraklasy w rankingu UEFA poniżej Białorusi, Kazachstanu i Azerbejdżanu. Lech w tym sezonie Ligi Europy pokonał przeciwników ze znacznie wyżej notowanych krajów jak Cypr (15. pozycja w zestawieniu UEFA) i Belgia (9.). Latem bogatsza Legia musiała patrzyć na dokonania Lecha z zazdrością. Wicemistrz Polski zupełnie przyćmił mistrza, który czwarty rok z rzędu przepadł w kwalifikacjach europejskich rozgrywek. To co działo się potem na ligowych boiskach pomogło obrońcy tytułu leczyć kompleksy. Legia rywalizowała z Rakowem Częstochowa i Pogonią Szczecin, Lech żył we własnym świecie. Najwyższy czas się obudzić. W przeciwnym razie europejski wzlot drużyny z Poznania nie będzie miał dalszego ciągu. MiWiTego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl!