Wicelider PKO Ekstraklasy miał za sobą serię dziewięciu kolejnych spotkań bez porażki, w tym siedmiu ligowych, która pozwoliła mu na spory awans w tabeli. Lech odwrotnie - zaliczył spory regres i wypadł z czołowej ósemki. Tym bardziej więc jego zwycięstwo 3-0 jest pewnym zaskoczeniem. - Wynik jest wysoki i nie powinniśmy przegrać różnicą trzech bramek. Popełniliśmy mnóstwo błędów, a to z czego słyniemy, czyli konsekwentnej gry obronnej, w ogóle nie było widać, szczególnie w drugiej połowie - oceniał na gorąco Fornalik. Były selekcjoner zauważył dwa kluczowe momenty w pierwszej połowie tego spotkania. Pierwszym z nich była sytuacja z 15. minuty, gdy pomocnik Lecha Karlo Muhar fatalnie zagrał do tyłu, piłkę przejął Piotr Parzyszek i znalazł się sam z Mickeyem van der Hartem. Uderzył jednak źle - holenderski bramkarz Lecha nie musiał nawet popisywać się jakąś efektowną paradą, by to uderzenie wybronić. - To był pierwszy moment zwrotny, bo Piotrek mógł lepiej wykończyć tę akcję. A drugim był rzut karny, który spowodował, że schodziliśmy do szatni z wynikiem 0-1. W drugiej połowie ciężko nam było złapać jakiś rytm. Lech bardzo mądrze konstruował akcje z kontrataku, a druga bramka w pewnym sensie podcięła moim zawodnikom skrzydła - mówił po meczu Fornalik. - Jechaliśmy tutaj z zamiarem zdobycia odniesienia zwycięstwa, chcieliśmy zdobyć punkty. Tak się nie stało, a mamy materiał do przemyśleń. Mam nadzieję, że zimny prysznic dobrze zrobi zawodnikom, bo niektórych z nich nie poznawałem na boisku. Stać nas na lepszą grę, bardziej konsekwentną. Pierwsza połowa była jeszcze niezła w naszym wykonaniu, ale w drugiej wszystko już się posypało - zakończył Fornalik. Jego zespół po raz pierwszy stracił trzy bramki w meczu ligowym od końca września 2018 roku - wtedy przegrał we Wrocławiu ze Śląskiem 1-4. Właśnie na Śląsku mistrzowie Polski mogą odreagować wpadkę w Poznaniu, bo z nim zmierzą się w Andrzejki w Gliwicach. Andrzej Grupa