Młodzieżowy reprezentant Polski znów dostał szansę gry od Ricardo Sa Pinto na wyjątkowo odpowiedzialnej pozycji - za plecami napastnika. Szymański zaczął obiecująco, ale później zdecydowanie nie był w stanie wziąć odpowiedzialności za kreowanie akcji. Młody piłkarz sporo biegał, miał drugi dystans przebiegniętych kilometrów w swojej drużynie, ale już pod względem skuteczności podań był najgorszy. Przegrał też zdecydowaną większość pojedynków z rywalami i zanotował 16 strat. Mimo tego niespełna 20-letni gracz Legii nie rozpaczał po spotkaniu. - Zagraliśmy w miarę dobre spotkanie, chociaż nie stwarzaliśmy sytuacji. Gra wyglądała fajnie, utrzymywaliśmy się przy piłce, ale nic to nam nie dawało. Myślę, że momentami dobrze graliśmy piłką, ale co z tego, skoro przegrywamy. Do pola karnego było OK, a potem nie wiedzieliśmy, co z piłką zrobić: czy grać kombinacyjnie czy uderzać na bramkę. Zabrakło dziś strzałów, było jedno uderzenie Cafu, ale nic poza tym - oceniał Szymański. Legia nie potrafiła więc wykorzystać słabości rywala, który w dwóch pierwszych wiosennych kolejkach stracił aż sześć bramek. - Nie skupialiśmy się na Lechu, a to, że oni potracili tyle bramek, wcale nas nie obchodziło. Staraliśmy się grać swoją piłkę, przyjechaliśmy tu po trzy punkty. Teraz wracamy do Warszawy i zaczynamy operację Miedź. Wiem, że Legia będzie miała swój dobry moment i mam nadzieję, że nastąpi to już w spotkaniu z Miedzią. Nie możemy się teraz załamać, a trzeba patrzeć do przodu, bo przed nami wiele spotkań i dalej walczymy o mistrza - powiedział w Poznaniu Szymański. Andrzej Grupa