To najbardziej surowa kara w historii poznańskiego klubu. Lech zagra pierwszych pięć spotkań ligowych bez udziału publiczności, a także trzy - jeśli tyle będzie mu dane - w eliminacjach Ligi Europy. Oznacza to wielomilionowe straty z dochodów z tzw. dnia meczowego, a także obniżenie prestiżu. - Wyraźnie w piątek zaznaczałem, że jestem daleki od podejmowania radykalnych decyzji przed meczem, ale nie zawaham się zastosować bardzo surowych konsekwencji w przypadku złamania prawa - mówił Hoffmann. W niedzielę kibice Lecha przerwali mecz z Legią Warszawa w ostatniej kolejce Ekstraklasy - na kwadrans przed końcem zaczęli rzucać świece dymne na murawę, później wyłamali płot i wtargnęli na płytę. Wojewoda zakończył imprezę masową, a Komisja Ligi w trybie pilnym podjęła decyzję o walkowerze na korzyść klubu z Warszawy. - Obejrzałem ten mecz trybun i widziałem, że złe emocje nie zostały powstrzymane - mówił wojewoda Hoffmann. Spotkanie podwyższonego ryzyka zabezpieczało 1046 policjantów. Inspektor Roman Kuster z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu mówił, że klub popełnił błędy przy organizacji meczu - pozwolił na rozłożenie wielkoformatowej sektorówki, pod którą kibice rozpalający środki pirotechniczne mogli się przebierać, a także nie zapewnił odpowiednie liczby służb porządkowych w kluczowych miejscach stadionu. - Byliśmy przygotowani na różne warianty, także na to, że kibice z tzw. Kotła wtargną na murawę. Nie mieliśmy na stadionie problemów z kibicami Legii, choć problem pojawił się, gdy organizator nie pozwolił im na wniesienie wielkoformatowej sektorówki, gdyż nie chcieli pokazać jej treści. Dla nas bezpieczniej jest zabezpieczać takie spotkanie, gdy klub nie pozwala jednej i drugiej stronie na prezentowanie takich opraw i sektorówek. Ponieważ mieliśmy zapowiedź, że klub nie zastosuje zakazu wobec kibiców Lecha, spodziewaliśmy się pirotechniki - mówił insp. Kuster. - Byłem zaskoczony bierną postawa służb porządkowych, a od momentu, gdy pojawiła się pirotechnika, nie widziałem w obrębie trybuny nr 2 żadnych dodatkowych służb porządkowych, oprócz tych obok płotu - analizował Kuster. Lech złożył wniosek o wprowadzenie na boisko sił policyjnych dopiero po obaleniu płotu i wtargnięciu zamaskowanych bandytów na murawę. Z ponad tysiąca policjantów, którzy zabezpieczali to spotkanie, ponad dwustu pojawiło się przy Kotle. Jeden z policjantów został trafiony elementem ogrodzenia w rękę i odwieziony do szpitala. Noc spędził już w domu. Dlaczego policja nie zatrzymała zaraz po meczu choćby jednej osoby? - Udało nam się zepchnąć kibiców na trybunę numer dwa, na której było wiele spokojnych osób. Nasza interwencja mogłaby się wiązać z narażeniem na utratę zdrowia, a nawet życia osób, które były w tym sektorze. Agresywnie zachowywało się kilkanaście osób, mam wrażenie, że były podjudzane przez prowadzącego ten sektor - opowiadał insp. Kuster, który wystawił klubowi negatywną ocenę dotyczącą organizacji spotkania. Tym też kierował się wojewoda wyznaczając karę dla Lecha. Kuster zapowiedział też, że policja zabezpieczyła monitoring, ale zapewne około 20 osób nie będzie w stanie zidentyfikować. - To osoby, które były zamaskowane w kombinezonach i miały zasłonięte twarze - stwierdził. Od decyzji wojewody Lech może się odwołać do Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji. W czwartek na poznański klub spadną prawdopodobnie kolejne kary - tym razem ze strony Komisji Ligi Ekstraklasy. - Apeluję do klubu, aby pochylił się z troską nad bezpieczeństwem organizowanych przez siebie imprez. Będzie wsparcie, jeśli chodzi o sprawy naprawcze, ale musimy, także policja i straż pożarna dostać bardzo wyraźny sygnał ze strony organizatora, że mu na tym zależy - zakończył Hoffmann. - Będziemy się odwoływać od tej decyzji, gdyż jest ona absurdalnie nieproporcjonalna do tego, cię wydarzyło na naszym stadionie - stwierdził rzecznik prasowy Lecha Łukasz Borowicz. Andrzej Grupa