Dla Malarza, ale i całej Legii, był to bardzo ciężki sezon. Pod koniec ubiegłego roku doświadczonemu golkiperowi mistrza Polski zmarła teściowa, a kilkanaście dni później także matka. To właśnie im Arkadiusz Malarz zadedykował swoje sukcesy w tym sezonie. - Obiecałem im to, a miałem bardzo ciężki rok, jeśli chodzi o sprawy prywatne. Choć tego nie chciałem, to czasem przenosiło się to na boiskowe sprawy, ale myślę, że jakoś sobie poradziłem. Ta obietnica mi dużo dała i cieszę się, że dotrzymałem słowa - mówił wyraźnie wzruszony bramkarz Legii. Prawie 38-letni bramkarz zdaje sobie sprawę z tego, że to był również bardzo ciężki rok dla Legii, która do ostatniej kolejki musiała walczyć o obronę tytułu, a w 37 ligowych kolejkach doznała aż 11 porażek. - Nie zawsze wszystko wyglądało jak powinno, było dużo problemów przez cały sezon. Daliśmy radę, mamy dublem, trzeci rok z rzędu jesteśmy mistrzami. Tworzyliśmy drużynę i też cieszę się podwójnie z tych sukcesów - mówił, choć na pewno radość z końcowego sukcesu popsuło przerwanie meczu przez pseudokibiców Lecha i brak koronacji. - Cieszy fakt, że potrafiliśmy wygrać z Lechem na jego stadionie, a że nie było koronacji? Trudno, widocznie tak musiało być. Dostaliśmy medale od kibiców, puchar i cieszy to, ze zrobili te rzeczy dla nas. Bramkarz Legii daleki jest jednak od tego, by o swojej drużynie - mimo trzech mistrzowskich tytułów i dwóch Pucharów Polski w trzech ostatnich sezonach - mówić jako "dominatorze". - Wygrywamy, owszem, ale do tego droga daleka. Będziemy musieli robić tak, by nie powtarzać tych horrorów i nie czekać z rozstrzygnięciem do ostatnich kolejek. Musimy nauczyć się dobijać przeciwników wcześniej, trzymać równą formę przez cały sezon, bo to jest kluczem. A teraz wszystko było rwane, często przegrywaliśmy - analizował Malarz, który nadal chce grać w piłkę. - Nie czuję się stary, a boli mnie tylko to, że każdy sugeruje się moim wiekiem. Nie patrzy zaś jak wyglądam na boisku. Naprawdę nie czuję się na tyle lat, ile mam, niestety, licznika nie oszukam, ale dopóki zdrowie pozwoli, będę chciał grać jak najdłużej. I cieszyć się. Nauczyłem się, że w życiu nie ma co planować, a trzeba żyć z dnia na dzień, rodzina mnie napędza do tego, uśmiechnięty przychodzę na treningi i uśmiechnięty schodzę z treningów. I tyle - mówi. Golkiper mistrza Polski - jak zapewnia - nie bał się rac rzucanych z trybun. Podobne doświadczenia, także ze spotkania z Lechem, ma już zresztą za sobą, bo w finale Pucharu Polski w 2016 roku szalikowcy "Kolejorza" rzucali właśnie w jego pole karne. - Myślałem nawet, że dokończymy to spotkanie, służby porządkowe je zbiorą i mecz zostanie wznowiony. Jak zobaczyłem, że przedarli się przez płot, to zdałem sobie sprawę, że nie ma szans, by tego meczu dokończyć - opowiadał Malarz. - Ciężko mi się wypowiadać o tej sytuacji, rozumiem frustrację, ale nie tak powinno się to odbywać. Pewnie będą konsekwencje, Lech będzie miał wielkie problemy, ale z drugiej strony - my cieszymy się tym, co osiągnęliśmy - zakończył. Zobacz końcową tabelę grupy mistrzowskiej Andrzej Grupa