W niedzielę podczas spotkania ostatniej kolejki ekstraklasy Lech - Legia w 77. minucie przy stanie 2-0 dla gości z trybuny zajmowanej przez kibiców poznańskiej drużyny na murawę poleciały race i świece dymne. Sędzia przerwał zawody, piłkarze opuścili murawę. Sympatycy Lecha zaczęli napierać na ogrodzenie i po chwili kilkudziesięciu z nich pojawiło się na boisku. Do akcji wkroczyło około 200 policjantów, którzy przegonili chuliganów z powrotem na sektor. Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Poznaniu prok. Magdalena Mazur-Prus powiedziała w piątek, że zarzuty w związku z zajściami podczas meczu usłyszały 24 osoby. Jak mówiła, za zakłócania przebiegu imprezy masowej, czyli wtargnięcie na murawę, a w przypadku niektórych z nich także za wtargnięcie i maskowanie twarzy, grożą im kary pozbawienia wolności od 3 do 5 lat. Podejrzani zostali objęci wolnościowymi środkami zapobiegawczymi, w tym dozorem policyjnym, zakazem udziału w masowych imprezach sportowych, oraz poręczeniem majątkowym w kwotach od 5 do 10 tys. zł. Wobec jednego z pseudokibiców prokuratura skierowała wniosek o areszt, uzasadniając ten krok "istnieniem uzasadnionego podejrzenia, że pozostając na wolności, osoba ta może nakłaniać inne osoby np. do składania korzystnych dla tej osoby zeznań". W czwartek poznański sąd podzielił argumentację prokuratury i zdecydował o tymczasowym aresztowaniu tego mężczyzny. Pierwsze zatrzymania pseudokibiców po niedzielnym meczu odbyły się w poniedziałek po południu; sześciu mężczyzn w wieku 18-37 lat zidentyfikowano na podstawie policyjnej analizy stadionowego monitoringu. Dotychczas policja zatrzymała 28 osób. Jak tłumaczył w piątek rzecznik wielkopolskiej policji mł. insp. Andrzej Borowiak, jedna z zatrzymanych osób została przesłuchana w charakterze świadka i nie będą jej stawiane zarzuty. Policja i prokuratura nadal prowadzą czynności mające na celu zidentyfikowanie osób, które brały udział w niedzielnych zdarzeniach.