W pierwszej połowie Korona miała sporo szczęścia, bo znakomitych okazji w ekipie Lecha nie wykorzystali: Pedro Tiba, Kamil Jóźwiak, Darko Jevtić i Christian Gytkjaer. - 22 tys. ludzi na trybunach i zmotywowany zespół gospodarzy: my wiedzieliśmy o co i z kim gramy. W pierwszej połowie nie graliśmy tak jak ostatnio, ale trzeba też przyznać, że Lech spisywał się bardzo dobrze. Mieliśmy szczęście, a tego brakowało nam w ostatnich meczach - mówił trener Korony. Smyła dodał także, że jego zespołowi pomogła zmiana ustawienia w przerwie i ograniczenie możliwości wyprowadzania ataków przez Lecha skrzydłami. - Ale i tak straciliśmy bramkę, tyle że po naszej stronie stanął VAR. Ciąg szczęścia trwał, ale w drugiej połowie był już podparty lepszą grą Do końca spotkanie było otwarte, mogliśmy się nawet pokusić o większą zdobycz punktową w ostatnich minutach. Szanujemy jednak ten bardzo ważny punkt - ocenił Smyła. Trener Korony był zaskoczony słabszą postawą fizyczną swojego zespołu w pierwszej połowie. - Do tego Korona w ostatnich meczach grała wyżej. Nie jest sztuką punktować, jak się dobrze czuje, jak idzie i i gra się układa, ale właśnie sztuką jest wywieźć punkt z ultratrudnego terenu właśnie w takim momencie i w takiej sytuacji, w jakiej jesteśmy - powiedział trener Korony. Ze słów Mirosława Smyły wynika, że Korona jest w okresie przebudowy. - Jesteśmy na etapie zdobywania wzajemnego zaufania, zespołowej gry. Gramy jednak na jakby tak lekko zaciągniętym hamulcu ręcznym. Wierzę, że Korona pokaże jeszcze dobrą piłkę w ostatnich meczach. Można żałować, że nie udało się zdobyć bramki w końcówce, ale trzeba jednak szanować to co się ma. Obroniliśmy się w wielkich opałach i mamy punkt. Czy jest to efektem naszej gry w defensywie, czy też słabości Lecha, nie chcę polemizować - kończy trener Korony. Andrzej Grupa