Bjelica gratulował Jagiellonii zasłużonej wygranej, co jest oczywiste - goście byli wyraźnie lepsi pod względem szybkościowym i taktycznym. Lech zaczął słabo, szybko stracił bramkę, a później swój poziom podniósł nie na tyle, by cokolwiek w tym meczu zdziałać. - Zaczęliśmy jak w ostatnim pojedynku z Jagiellonią, czyli słabo. Wróciliśmy do gry po 15 minutach, mieliśmy jedną czy dwie okazje, ale nie udało się wyrównać. W drugiej połowie bardziej graliśmy sercem niż głową. Dla nas jeden punkt nie był ważny, chcieliśmy wygrać, ryzykowaliśmy - mówił chorwacki trener Lecha. Im bardziej mecz zbliżał się ku końcowi, kibice Lecha coraz bardziej domagali się głowy Bjelicy, a później także prezesa klubu Karola Klimczaka. Piłkarzy też pożegnali w sposób wulgarny. - Bardzo mi przykro, że przegraliśmy, bo doping był jak zawsze, a kibice są bardzo ważni dla nas. Musimy jednak zaakceptować to, że Jagiellonia była dziś lepsza, wykorzystała swoje sytuacje. Mogę za to obiecać, że będziemy walczyli do samego końca - mówił Bjelica. Ten koniec nastąpi już za 10 dni - najpierw Lech zagra w Krakowie z Wisłą, a później podejmie Legię Warszawa. Teoretycznie, patrząc na ostatnie wyniki, większe szanse na sukces będzie miał w.. stolicy Małopolski. Z dwóch wyjazdów w fazie finałowej lechici przywieźli cztery punkty, w trzech spotkaniach przy Bułgarskiej nie wywalczyli ani jednego. - Nie będę znów analizował poprzednich spotkań, to już przeszłość. To co możemy zrobić, to wygrać dwa ostatnie mecze. Dziś jesteśmy smutni z wyniku i stylu gry, ale do końca będziemy wierzyć i walczyć. Nie wszystko zależy od nas, musimy wygrać swój mecz w Krakowie i dopiero wtedy patrzeć, co zrobią rywale - przyznaje szkoleniowiec Lecha. Jeśli np. Legia zremisuje z Górnikiem, a Jagiellonia w Lubinie, to przy zwycięstwie Lecha w Krakowie poznaniacy znów wrócą do gry o mistrza. Tylko że niewiele na to wskazuje - przede wszystkim ostatnia dyspozycja poznaniaków. - W fazie play-off jest duża presja i widać umiejętności piłkarzy grających pod presją, teraz je pokazują. Widzimy więc, że drużyna ma z tym problem i trzeba to analizować - komentuje Bjelica. Półtora miesiąca temu właśnie przed spotkaniem z Jagiellonią lechici też byli pod presją - tracili do rywala osiem punktów, a później z nim przegrywali 0-1. Wtedy jednak potrafili strzelić pięć bramek, a ostatecznie wskoczyć na pierwsze miejsce. - Może wtedy była inna presja? - zastawia się Bjelica. Andrzej Grupa Ekstraklasa: wyniki, tabela, strzelcy, terminarz