Dwukrotny reprezentant Bośni i Hercegowiny od niedawna cieszy się polskim paszportem, co zresztą bardzo ceni. Burić zżył się z Poznaniem, mieszka tutaj od ponad ośmiu lat. Jego przygoda z Lechem ma wiele zakrętów - to głównie efekt kontuzji. Przez nie tracił największą satysfakcję ze zdobywania najważniejszych trofeów, bo w decydujących chwilach bronił ktoś inny. Teraz wreszcie może być odwrotnie, bo choć podstawowym golkiperem Lecha w Lotto Ekstraklasie jest Matusz Putnocky, to Burić prawie od początku broni w Pucharze Polski (Słowak grał tylko w 1/16 finału). I to on we wtorek dostanie szanse gdy przeciwko Arce Gdynia. Burić trafił do Lecha na początku 2009 roku. Właśnie wtedy poznański klub wywalczył swój ostatni Puchar Polski, ale Bośniak finałowy mecz z Ruchem Chorzów na Stadionie Śląskim oglądał w telewizji. Podstawowym golkiperem Lecha był nieżyjący już Ivan Turina, a jego zmiennikiem Krzysztof Kotorowski. W 2011 roku w finale Bydgoszczy przeciwko Legii grał Kotorowski, a w 2015 roku już na Stadionie Narodowym - Maciej Gostomski. Burić dostał szansę gry w finale dopiero rok temu - Lech znów okazał się jednak słabszy od Legii. Ostatnie mecze dające tytuły mistrza Polski też oglądał z boku: w 2010 roku doznał kontuzji mięśnia czworogłowego w kwietniowym spotkaniu z Legią i jego miejsce zajął Kotorowski. Dwa lata temu uraz mięśnia prostego uda przytrafił się pod koniec spotkania z Lechią Gdańsk, na trzy kolejki przed finiszem rozgrywek. Do bramki wskoczył Gostomski, popisał się kapitalną interwencją i to on grał w ostatnim spotkaniu z Wisłą Kraków. - Zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest takie samo uczucie, gdy grasz w decydującym spotkaniu lub nie grasz. Bo gdy coś osiągasz na boisku, to czujesz się niesamowicie. Mam nadzieję, że teraz w Warszawie wreszcie wygramy, ale nie lubię gadać przed meczem, że tak się stanie na pewno. To jest jedno spotkanie, wszystko jest możliwe. A Arka zasługuje na szacunek, bo do finału nie jest łatwo dojść - mówi Burić, który zamiast z Arką wolałby grać z... Legią. - Gdybym ja mógł wybrać przeciwnika, to wybrałbym Legię. Bo Legia gra fajnie, jest mocna, a tu wszyscy oczekują, że my łatwo wygramy - uważa Burić. Przygotowania Bośniaka do takiego spotkania powinny być zupełnie inne niż reszty podstawowych zawodników. Oni grają co tydzień, Burić - od święta. W lidze w tym roku dostał dwie szanse - w Gliwicach, gdy lekkiego urazu doznał Putnocky, oraz w ostatni piątek z Koroną Kielce. Jak mówił trener Bjelica, te dodatkowe minuty miały stanowić przetarcie przed finałem. - Lepiej jest grać co tydzień, ale jak drużynie idzie, to i tak cieszę się z każdego meczu. Nie mogę powiedzieć, że jest mi trudniej, bo gram mniej. Trenuję cały czas tak samo, czy gram czy nie. Rytm meczowy jest ważny, ale nie będę narzekał, bo Lech ma dwóch dobrych bramkarzy. Nie mam nic do "Puta", broni bardzo dobrze, pobił klubowy rekord meczów bez wpuszczonych bramek, zbliża się do rekordu ligi. Tak to się poukładało i nic nie poradzę. Najważniejszy jest Lech, a czy będzie bronił Burić czy Putnocky? Za 10 lat nas tu nie będzie, a historia zostanie - opowiada Bośniak. Burić musi się jednak odnaleźć w nieco innej rzeczywistości, bo przecież w poprzednim sezonie rozegrał aż 52 mecze w klubie (na 57 możliwych), a w tym - zaledwie 13. - Trzeba patrzeć na interes całej drużyny. Każdy chce grać, ale nie każdy może. W szatni żartuję, że jestem studentem: nie gram, a tylko trenuję. I choć brakuje emocji, adrenaliny, to zawsze powtarzam: liczy się tylko Lech. Lech ma dwóch bardzo dobrych bramkarzy, ale czy w związku z niewielką szansą na grę, Burić nie zdecyduje się latem na transfer? Jest w najlepszym wieku dla bramkarza, a przez brak gry w klubie przestał być powoływany do reprezentacji Bośni. - To trudne pytanie. Jestem tu osiem lat i zawsze mówiłem, że nie chcę zmieniać drużyny na siłę. Gdybym to teraz powiedział, to by znaczyło, że się poddaję. A ja się nigdy nie poddałem i będę walczył w następnym sezonie, obojętnie czy będę grał czy nie. Nie odpuszczę - zapewnia. - Mam dopiero 30 lat i przez minimum pięć mogę grać. Albo więcej. "Kotor" grał do 40, a mógł spokojnie jeszcze przez rok czy dwa. Mam nadzieję, że ze mną będzie podobnie - pogram, dopóki będę mógł. A dopiero potem spojrzę na inne możliwości. Za kilka miesięcy zacznę kurs trenerski, bo chcę wykorzystać czas, w którym gram. Później nie będę już tracił czasu na kursy, będę mógł płynnie przejść do nowej rzeczywistości - twierdzi. Najpierw piłkarza Lecha czeka jednak starcie z Arką Gdynia, być może najważniejsze w jego karierze. - Obserwuję Arkę, oglądałem skróty ich meczów. Trener Ojrzyński nie miał czasu by zrobić wiele zmian, zobaczymy, co to da. Mam do nich szacunek za awans, ale bardzo chcę wygrać: dla siebie, dla drużyny, dla kibiców. A gdybym miał zejść w 120. minucie, by Matusz mógł bronić karne? Jeśli to zadecyduje o zwycięstwie, niech tak się stanie. Żartujemy czasami o tym, ale nie wiem, jakie są plany. Nie widzę jednak problemu - kończy Burić. Początek finału Pucharu Polski - o godz. 16. Transmisja w Polsacie i Polsacie Sport. Interia zaprasza na tekstową relację na żywo z tego meczu Tutaj znajdziesz tekstową relację na żywo na urządzenia mobilne Andrzej Grupa