- Większe ruchy są w czerwcu, bo wówczas wielu piłkarzom wygasają kontrakty i są dostępni za darmo. Teraz też jest nadspodziewanie ciekawie. Dużo się dzieje. Zresztą nie rozumiem innego podpisywania umów. Dla mnie kontrakty do grudnia są kompletnym bezsensem. Tak było w przypadku m.in. Hamalainena. Nie wiem po co się tak robi - ocenia Radosław Gilewicz w rozmowie z Interią. Przenosiny Hamalainena z drużyny mistrza Polski Lecha Poznań do wicemistrza Legii Warszawa jest jednym z największych hitów zimy. Nie tylko ze względu na skomplikowane relacje między tymi klubami, ale przede wszystkim klasę zawodnika. Hamalainen był bowiem motorem napędowym "Kolejorza", gdy ten kroczył po tytuł. Fin to kreatywny zawodnik, którego w drużynie widziałby każdy trener w Ekstraklasie. - Jakościowo Legia zrobiła zdecydowanie najciekawsze ruchy transferowe w Ekstraklasie. Inne kluby nie powiedziały jednak ostatniego słowa - uważa Gilewicz. Poza Hamalainenem Legię wzmocniło dwóch reprezentantów Polski - Artur Jędrzejczyk i Ariel Borysiuk. Z Wisły Puławy przyszedł też perspektywiczny napastnik Jarosław Niezgoda, a z Wisły Kraków utalentowany pomocnik - Konrad Handzlik. Gilewicz: - W Legii nie wolno eksperymentować. To zespół, do którego muszą przyjść gracze, którzy od razu dadzą wysoką jakość. W klubie wyszli z założenia, by drużynę wzmocnili zawodnicy, którzy znają Ekstraklasę i szybko zaskoczą. To może być dobry pomysł. I to nie tylko na naszą ligę, ale też rozgrywki międzynarodowe. A który z tych trzech graczy okaże się największym wzmocnieniem? Wszystkich oceniłbym po równo. Wicemistrz się zbroi, a mistrz tylko osłabia. Po stronie strat może zapisać takie nazwiska jak: Hamalainen, Barry Douglas, Maciej Gostomski czy David Holman. - Lech musi coś zrobić, bo na razie tylko się osłabiają. Przyszedł do klubu Sisi, o którym niewiele wiadomo. Hamalainen i Douglas to duże straty, więc nie wyobrażam sobie, by poznaniacy mieli się już nie wzmocnić - ocenia Gilewicz.