Moskal i jego sztab prowadzą zespół profesjonalnie i dobrze. Wisła od początku sezonu jest jednym z najlepszych zespołów w Polsce w ataku pozycyjnym. Zawodziła jednak koncentracja w obronie i ataku, marnowanie stuprocentowych okazji. Najważniejszym problemem był brak determinacji, którą w Bielsku-Białej wiślacy wykazali. A jeśli pod tym, wolicjonalnym względem dorównywali "Góralom", dzięki wyższości technicznej byliśmy świadkami pogromu, jakiego na wyjeździe rywalowi "Biała Gwiazda" nie sprawiła od 11 lat, gdy w Lubinie Maciej Żurawski i spółka zlali Zagłębie 7-1. Poprzednie 6-0 na wyjeździe wiślacy osiągnęli w prawie "sto lat" temu - w 1932 roku, w meczu z Warszawianką. O ile w sobotę wiślacy mieli prawo otwierać szampana, o tyle w piątek przed wybrańcami Moskala stoi jeszcze trudniejsze zadanie: będąc w chwale wysokiego zwycięstwa, bez dodatkowej motywacji związanej z chęcią rewanżu po wpadce, jaką zanotowali w Łęcznej, rozprawić się z poukładaną w defensywie Koroną Kielce. W życiu i w piłce zdarzają się paradoksy. Mieli zwolnić Moskala, a to jego piłkarze, dzięki koncertowej grze, doprowadzili do odprawienia szkoleniowca bielszczan - Dariusza Kubickiego. Czy dziś pamięta ktoś o tym, że kolejkę wcześniej Kubicki ograł mistrza Polski na jego terenie? Tymczasem w Lechu pożar, jakiego nigdy nie było. Odgórne nakazy o oszczędzaniu podstawowych piłkarzy w Lidze Europejskiej, by byli wypoczęci na Ekstraklasę, są jak dolewanie oliwy do ognia. Zawodnicy są zakłopotani pytaniami o to, czy dzięki takiemu zabiegowi są wypoczęci, odpowiadają zdawkowo: "Taka była decyzja". Ekspiłkarz "Kolejorza" Artur Wichniarek, na antenie Canal+Sport zdiagnozował problem jasno: "Byłem w tym klubie dwa razy i odnoszę wrażenie, że zbyt dużo mają do powiedzenia kibice. W tygodniu (przed meczem z Belenenses - przyp. red.) było spotkanie z kibicami, z zarządem. A dla kibiców puchary nie są tak ważne jak polska liga. I nagle mamy opowieści, że trzymanie najlepszych na ławce rezerwowych w Lidze Europejskiej to jest taktyka. Kogo trener Skorża chce oszukać?" Maciej Skorża wygląda na potwornie zestresowanego, a to pewnie udziela się drużynie. I tak mistrz Polski po stracie gola wpada w panikę i nie jest w stanie nic wskórać. Wszystko co dobre dla poznaniaków w tym sezonie zaczęło się i skończyło na pokonaniu Legii w Superpucharze. Zawsze najprościej wszystkie problemy sprowadzić do trenera i piłkarzy. W tym momencie wypada jednak przypomnieć kilka suchych faktów. Gra bez napastnika, bądź ze sprowadzonym z III ligi niemieckiej Denisem Thomallą, na dłuższą metę to droga donikąd. Marcin Robak miał być zbawcą, a na razie zamiast pola karnego rywali, oblega gabinety lekarzy i masażystów. Strata Zaura Sadajewa, zaniechanie zatrudnienia Nemanji Nikolicia, którego wzięła Legia, to błędy transferowe o strategicznym znaczeniu. I za nie nie odpowiada Skorża ani drużyna. Dzięki Nikoliciowi Legia powoli wychodzi z problemów, w jakie popadła po sprzedaniu Miroslava Radovicia i kontuzjach Ondreja Dudy. W ofensywie nie jest tak kreatywna jak z tym duetem, ale potrafi strzelić cztery gole na wyjeździe, jak w niedzielę Ruchowi. I jednocześnie Henning Berg obronił swą pozycję, bo na wypadek porażki miało być z nim różnie. Mimo różnych dziwactw związanych z odgórnym wtrącaniem się do kompetencji sztabu trenerskiego, w Lechu mają tę zaletę, że wykazują cierpliwość w stosunku trenerów, w tym wypadku do Macieja Skorży. Respektują podpisane umowy. Jeśli fatalna passa w lidze będzie trwała, to owa zaleta może doprowadzić do tego, że mistrza Polski zabraknie w czołowej "ósemce". Wygląda na to, że spotkania z wielkimi firmami Śląska - Ruchem (w najbliższą środę, w Pucharze Polski) i Górnikiem Zabrze (w sobotę, o godz. 20:30 w lidze) urosną dla trenera Skorży do rangi być albo nie być przy Bułgarskiej.