14 punktów Piasta Gliwice w dwunastu spotkaniach - to wynik poniżej oczekiwań. Zwłaszcza, że wiosną ekipa Aleksandara Vukovicia nie miała sobie równych w całej lidze. 13 punktów wywalczonych przez Wartę Poznań, to dorobek na miarę oczekiwań tego klubu, którego celem jest przede wszystkim utrzymanie się w Ekstraklasie. Jedna prawidłowość dotyczyła meczów tych drużyn w przeszłości, ale i jest związana z obecnym sezonem. Warta, od powrotu do elity latem 2020 roku, zawsze wygrywała z Piastem do zera na jego stadionie i ani razu nie wygrała w Grodzisku Wlkp. Teraz zaś wciąż gorzej punktuje w domu niż na wyjazdach. Zaś Piast... nie potrafi wygrywać, jest królem remisów. Niewielka to doprawdy satysfakcja, że do dziś żaden inny klub w lidze nie przegrał mniejszej liczby spotkań od gliwiczan. "Królowie" remisów chcieli więc tę serię przerwać. Szybkie uderzenie gospodarzy, błąd doświadczonego pomocnika. Piast jednak odpowiedział Tymczasem meczu ułożył się dla gości zupełnie inaczej niż sobie to wyobrażali. Już w 3. minucie źle w środkowej strefie zagrał Michał Chrapek, w poprzek boiska. Warciarze przejęli piłkę i pokazali, w czym są naprawdę mocni. W szybkich przejściach z fazy defensywnej do ofensywnej. Ważną rolę odegrał Konrad Matuszewski, przejął piłkę, zaliczył asystę, ale główną zasługę miał tu Kajetan Szmyt. Zrobił sobie slalom między rywalami, żaden z czterech graczy Piasta nie potrafił zabrać piłki pomocnikowi Warty. Szmyt posłał więc futbolówkę obok Františka Placha - zdobył swoją pierwszą bramkę z gry w Ekstraklasie od pół roku. Piast dość długo był trochę oszołomiony, ale już po 10 minutach przejął kontrolę, wykorzystał cofnięcie się Warty. Jędrzeja Grobelnego próbowali zaskoczyć: Ariel Mosór i Jorge Felix, bez poowodzenia. Przełom nastąpił w 23. minucie, gdy po rzucie wolnym Arkadiusza Pyrki Chrapek przedłużył podanie w pole karne, a chować gospodarze zdołali wybić piłkę, to już za chwilę wróciła ona w szesnastkę. I wtedy, po dograniu Felixa, Michael Ameyaw z bliska wyrównał. 23-latek debiutował w roli wysuniętego napastnika - w tej sytuacji świetnie się więc sprawdził, choć w innych przegrywał starcia w powietrzu. Ten mecz przejdzie do historii Ekstraklasy. Grad goli, ale nie o to właśnie chodzi Cofnięta Warta, Piast w natarciu. A wynik się nie zmieniał Sytuacja na boisku znacząco się nie zmieniła. Dalej inicjatywę miał Piast, Warta skupiała się na przeszkadzaniu gościom, próbowała też z rzadka wyprowadzać kontrataki. Jakby czekała, aż może po godzinie goście z Gliwic opadną z sił i zrobi się nieco więcej miejsca. W samej końcówce pierwszej połowy podopieczni Vukovicia mieli jeszcze jeden rzut wolny z miejsca, które wcześniej przyniosło im wyrównanie. Tym razem dośrodkowanie Pyrki zostało jednak wybite. Poznaniacy z kolei nie byli w stanie niczego zdziałać, grali jakby bez napastnika. Márton Eppel był kompletnie bezradny w starciach z Jakubem Czerwińskim, zresztą strzał Szmyta z 3. minuty był jedynym, jaki gospodarze oddali w pierwszej połowie. Ciężki los kibica, który chce oglądać taki mecz. Piast próbował, Warta "zabijała" grę Trudno było się spodziewać, by Warta coś w swojej grze zmieniła - trener Dawid Szulczek wie, że w starciach z silniejszymi zespołami jego zespół ma niewiele atutów, by prowadzić wymianę ciosów. Jakby tego było mało, Piast rzadko decydował się na wyprowadzanie piłki od bramki krótkimi podaniami, poznaniacy tracili też dodatkowy atut, w postaci pressingu. A na swojej połowie zagęszczali strefy, w których pojawiała się piłka. Nie był to więc mecz atrakcyjny dla kibiców, gospodarze w godzinę popełnili 16 fauli (przy dwóch rywali), "skasowali" cztery żółte kartki. Coś mogła zmienić tylko kolejna bramka lub nagłe zmęczenie jednego z zespołów. Szybciej zaczęła się męczyć Warta, była spychana do coraz bardziej głębokiej defensywy. Piast miał coraz więcej stałych fragmentów gry, kończyły się one strzałami - próbowali choćby Czerwiński, Patryk Dziczek czy Tomasiewicz. "Zieloni" niemal uśpili swoich rywali - w 78. minucie Miguel Luis świetnie zagrał na wolne pole do Dario Vizingera, Chorwat był sam przed Plachem, ale z dość ostrego kąta spudłował. Ten mecz nie musiał jednak zakończyć się remisem. W 82. minucie, po rzucie rożnym, Dziczek uderzył z 10 metrów, piłka otarła się o Wiktora Pleśnierowicza i leciała w kierunku bramki. Grobelny nawet nie interweniował - futbolówka odbiła się od słupka i wpadła w ręce golkipera. Chwilę później zablokowany został jeszcze Ameyaw. I choć goście cisnęli do samego końca, zwyciężyć Warty nie zdołali.