- Najgorsze jest to, że nie mogliśmy spędzić świąt z rodzinami. Płakaliśmy, kiedy dzwonili do nas z życzeniami - powiedziała w "Fakcie" dziewczyna zawodnika. - W piątek mieliśmy wracać do Polski. Jednak dzień wcześniej zadzwoniono do nas z biura rzeczy znalezionych, że torebka Ani, którą trzymaliśmy w pokoju została podrzucona na plaży. Zginęły z niej tylko paszporty! Natychmiast zadzwoniliśmy do konsulatu, ale konsul był na urlopie - relacjonował Drumlak. - W hotelu szybko zaproponowano nam "pomoc". Za tysiąc dolarów mogliśmy przedłużyć pobyt o tydzień i czekać na pomoc z Polski. Potem dostaliśmy kolejną ofertę. Za 200 euro ktoś miał odnaleźć paszporty. Mam pewność, że kradzież została ukartowana przez obsługę i że to był haracz - stwierdził 29-letni piłkarz. - Po wpłaceniu pieniędzy paszporty się odnalazły. Ale to nie był koniec przygód. Nasz rezydent stwierdził, że za przebukowanie biletów należy się aż 300 dolarów. A my nie mamy już ani grosza - dodała dziewczyna Drumlaka.