Wojciech Górski, Interia: Zacznę od pytania dość ogólnego. Obecny czas jest bardzo trudny dla wszystkich sportowców, bez wyjątku. Czy kryzys wszystkich dotknie tak samo, czy są sektory, które ucierpią o wiele bardziej od innych? Adam Pawlukiewicz, Pentagon Reasearch: - To czas, w którym może dojść do pewnego rodzaju przedefiniowania roli sportu w społeczeństwie. Sport jest dodatkiem do naszego życia, rzeczą, która umila czas w piątek, w weekend, ale dla wielu stanowi bardzo ważny element życia, rozwoju fizycznego i intelektualnego, zaspokaja wiele ważnych potrzeb z tzw. piramidy Maslowa. Obecna sytuacja w pewien sposób doprowadzi do weryfikacji, które dyscypliny oraz kluby sportowe są dobrze prowadzone, tzn., w oparciu o logiczne mechanizmy rynkowe, społecznie potrzebne, opłacalne dla inwestorów, popularne, a które nie. Może okazać się, że sporo zespołów, które dotychczas były finansowane z pieniędzy miejskich będzie miało poważny problem, bowiem wydawane na nie dotychczas pieniądze będą potrzebne np. do wsparcia służby zdrowia, niezbędnych zakupów dla lokalnych szpitali, przedszkoli, szkół. Obronią się kluby, które prezentowały wysoką jakość i wysoki poziom. Podobnie sprawa ma się do wszystkich podmiotów sportowych. Sporo polskich klubów żyje właśnie na garnuszku miasta. Jak słusznie Pan zauważył, dziś pieniądze miejskie potrzebne są zupełnie gdzie indziej, nie ma nawet mowy o takich rzeczach, jak inwestowanie w sport. Co zrobić, by w przyszłości zabezpieczać się na podobne sytuacje? - Wiele klubów staje przed widmem bankructwa, szczególnie, gdy będąc podmiotami dotowanymi żyły "z dnia na dzień". Zwłaszcza, jeżeli nie tworzyły dotychczas odpowiedniej poduszki zabezpieczającej, a ogromna część pieniędzy, często niemal wszystkie, przeznaczane były na wynagrodzenia zawodników. Moim zdaniem na takiej sytuacji mogą zyskać drużyny, które prowadzone były w sposób zrównoważony, szczególnie przez prywatnych przedsiębiorców, jak np. ŁKS, Jagiellonia Białystok, Cracovia, czy nawet Wisła Kraków. Może nie będą to różnice widoczne od razu, ale w dłuższej perspektywie będą one zauważalne. Dobrze zarządzanym klubem w ostatnim czasie, wbrew wielu głosom, jest także Legia Warszawa. Gdy Dariusz Mioduski mówił, że trzeba w różnych sektorach ciąć koszty, wprowadzał do klubu swoje zmiany, część osób się z niego śmiała, ale dziś okazało się, że miał rację. Kluby, które przez wiele lat wykształciły wokół swoje środowisko, były budowane w oparciu o zdrowe, solidne fundamenty mogą w dłuższej perspektywie tylko zyskać. Paradoksalnie jednym z wygranych tej sytuacji może okazać się będący na ostatnim miejscu ŁKS, budowany przez wiele lat, sukcesywnie, krok po kroku, w dużej mierze za prywatne pieniądze Tomasza Salskiego, którego medialnie można poznać jako bardzo świadomą biznesowo osobę, lidera, który wie na czym polega rachunek ekonomiczny zespołu sportowego. Innym nieoczywistym klubem, który ma swoje problemy, ale może na tym zamieszaniu zyskać jest wspierana przez Tomasza Jażdżyńskiego, Jakuba Błaszczykowskiego i Jarosława Królewskiego Wisła Kraków. Poruszył Pan także inny gorący ostatnio temat. Na kluby Ekstraklasy spadła mocna krytyka, gdy zaczęto analizować jaki procent budżetu zostaje przeznaczany na pensje. W większości zespołów było to przynajmniej 70% rocznego budżetu, a nierzadko znacznie więcej. To zasłużona krytyka? Jaki jest zdroworozsądkowy procent budżetu przeznaczony na pensje? - Szacuje się, że wszystkie przedsiębiorstwa około 20-30 procent swojego budżetu powinny przeznaczać na tworzenie tzw. poduszki powietrznej, a więc gromadzić środki, które mogą przydać się w czasie kryzysu. W tym przypadku nie można było spodziewać się, że kryzys dotknie kluby tak nagle i tak mocno, ale ci, którzy takie środki gromadzili są o krok przed innymi. W przypadku podmiotów sportowych myślę, że zazwyczaj na taka poduszkę zabezpieczającą wystarczy około 20 procent budżetu. Następnie około połowa środków, czasem nieco więcej, powinna być przeznaczona na wynagrodzenia dla pracowników klubu: piłkarzy, zarządu, administracji, trenerów, marketingowców. I oczywiście wynagrodzenia powinny zostać wypłacane w przypadku, kiedy zostaną spełnione odpowiednie warunki, to znaczy kiedy piłkarze wykonują swoją pracę. Jeżeli - tak jak w tym przypadku - tylko trenują, ale nie rozgrywają meczów, to nie ma nic dziwnego w redukowaniu ich pensji. Natomiast w budżecie zawsze powinno zostać na samym końcu około 15-20 procent na wszelkiego rodzaju innowacje. To mogą być różnego rodzaju "wariactwa", czynności, które mają za zadanie stworzyć przewagę klubu nad innymi. Każdy klub musi podejmować takie działania, a po czasie okazuje się, które z nich były trafione, a które nie. To, o czym mówię w tej chwili, nie jest jakimś moim wymysłem, ale modelem przyjętym w wielu pozycjach literaturowych - makroekonomicznych. Podsumowując: poduszka 20-30 procent pensje i bieżąca działalność do 50 proc., innowacje 15-20 proc. - Warto podkreślić niezwykły jak na nasz sport pakiet pomocowy, który przygotował PZPN. Czytając jego szczegóły - jako kibicowi ulżyło mi na sercu, że w polskiej piłce są tak świadome osoby jak Maciej Sawicki i Zbigniew Boniek, które rozumieją tę sytuację, przygotowały się na nią ciężko pracując i "zarabiając" pieniądze dla polskiej piłki przez ostatnie osiem lat mogły wyjść z tak szerokim wsparciem dla całej dyscypliny. Jestem ciekaw jak poszczególne podmioty tę pomoc wykorzystają, warto to obserwować. Ciekawe czy podobny pakiet przygotuje PKOl? Jak na razie w tym temacie niestety za wiele nie słychać.