W poprzedni poniedziałek właściciel klubu zza południowej granicy i jeden z najbogatszych Słowaków, Jozef Antosik, postawił klub w stan likwidacji z dniem 1 kwietnia. Powód? Opór ze strony piłkarzy, którzy nie chcieli się zgodzić na drastyczne obniżki. Chodziło o tych najlepiej zarabiających. Cięcia miały dotknąć od 50 do 80 proc. ich zarobków. - Zarabialiby wtedy nie 10 tys. euro, a dwa tysiące - tłumaczą nam słowaccy informatorzy. Piłkarze na takie rozwiązanie nie przystali, a dodatkowo zdenerwowali właściciela, wzywając na pomoc Unię Słowackich Piłkarzy Zawodowych, którą kieruje - znany z radykalnego działania - Jan Mucha, były gracz Legii Warszawa i Bruk-Bet Termalika Nieciecza. W tej sytuacji właściciel wymówił umowy 17 najlepiej zarabiającym graczom, a MSK postawił w stan likwidacji. Piłkarze zawiadomienia otrzymali... e-mailem lub pocztą. Wśród nich jest pomocnik Miroslav Kacer, wychowanek klubu i jeden z czołowych zawodników. W tym sezonie, w drugim póki co zespole w ligowej tabeli na Słowacji, w 22 meczach zdobył 4 bramki i zaliczył 6 asyst. Jak wieść niesie, już stara się o niego kilka klubów, w tym te z Polski. - Co do całej tej sytuacji, to powiem, że Unia Piłkarzy Zawodowych powstała po to, aby pomagać profesjonalnym zawodnikom. Nie uważam, że poprzez to, że zwróciliśmy się do niej o pomoc, to działaliśmy nerwowo. To, że klub to tak odebrał, to już inna sprawa. My piłkarze nic na to nie poradzimy. Najważniejsze jest teraz utrzymanie formy. Trenuję na własną rękę, tek żeby utrzymać dobrą dyspozycję. Ma to dziś kluczowe znaczenie. Przy swoich treningach korzystam z kontaktów z przeszłości. Pomagają inni. Zobaczymy, czy i kiedy pojawi się jakaś oferta z innego klubu - tłumaczy słowackiemu "Sportowi" Kacer, o którego starają się ponoć Górnik Zabrze i Cracovia oraz czeski Banik Ostrava. Kacer jest zresztą w "stajni" czeskiej grupy menedżerskiej K2K Sports z Pragi, w której jest m.in. były piłkarz Górnika, David Ledecky. - Rozmawiałem z moim menedżerem, który powiedział mi, że po opublikowaniu informacji o moim końcu w Żylinie nie był w stanie odłożyć telefonu. Pojawią się jakieś oferty, ale nie wiem jeszcze nic konkretnego. Powiedziałem mu, żeby skontaktował się ze mną tylko wtedy, gdy będzie coś bardzo poważnego. Jestem optymistą - mówi wychowanek MSK Żylina, który wkrótce może trafić do Ekstraklasy. Michał Zichlarz