Mimo straty dwóch punktów "Biała Gwiazda" nadal jest liderem mając dwa "oczka" przewagi nad Legią Warszawa i Lechem Poznań. - Przyjechaliśmy do Krakowa, aby powalczyć o punkty, udało nam się wywieźć jeden, jesteśmy zadowoleni - powiedział po meczu Grzegorz Piechna, bohater Korony, który zdobył dwie bramki dla swojego zespołu. Dla napastnika kielczan był to już 11. i 12. gol w sezonie i zdecydowanie prowadzi on w klasyfikacji strzelców. Gdyby jednak ktoś po 15 minutach tego spotkania dawał gościom jakiekolwiek szanse na choćby remis, większość obserwatorów uznałaby go za wariata. Wiślacy zaczęli z animuszem i po kwadransie i uderzeniach Pawła Brożka oraz Marcina Kuźby miała już dwie bramki przewagi. Wszystko zaczęło się psuć od 33. minuty, gdy z boiska musiał zejść Andre Barreto. Od tego momentu, do środka z lewej strony przesunął się Marek Zieńczuk, a na jego pozycję wszedł Piotr Brożek, walkę w środku pola zaczęli wygrywać goście. W pierwszej połowie jeszcze im się nie udało pokonać Radosław Majdana, ale od czego jest Piechna. W 55. minucie napastnik Korony wykorzystał szybkie rozegranie rzutu wolnego przez Jakuba Grzegorzewskiego i w sytuacji sam na sam nie dał szans bramkarzowi Wisły. Dwadzieścia minut później Piechna dostał podanie od Grzegorza Bonina, ograł Arkadiusza Głowackiego i ze stoickim spokojem posłał piłkę do siatki. - Oddałem trzy strzały, dwa zakończyły się bramkami - skromnie ocenił swój występ Piechna. Mistrzom Polski przydałby się taki zawodnik, bo Paweł Brożek, oprócz tego, że zdobył gola, to zmarnował kilka dobrych sytuacji, podobnie jak Kuźba czy wprowadzony po przerwie Marek Penksa. Jedynym pocieszeniem dla kibiców Wisły może być fakt, że ich ulubieńcy przedłużyli serię pojedynków bez porażki na Reymonta do 55. Zobacz wyniki 11. kolejki Orange Ekstraklasy Zobacz SKRÓTY z meczów oraz GOLE w naszym ekskluzywnym MAGAZYNIE LIGOWYM Zobacz galerię zdjęć z meczu Wisła - Korona