Koronajuż nie z tymczasowym, ale zatrudnionym na stałem trenerem Kamilem Kuzerą obiecująco zaczęła rundę rewanżową w ekstraklasie. Kielczanie próbują uniknąć spadku. Pierwszy mecz przegrali, ale w Warszawie napędzili stracha Legii. Choć przegrywali już 0-3, to zdobyli dwa gole i do końca były emocje. W drugiej kolejce pokonali u siebie Cracovię 2-1, ale wciąż jest przedostatnia w tabeli. Nieco lepsze nastroje są w Śląsku, który w tym sezonie też już był w strefie spadkowej. Wiosnę zaczęli od gładkiej porażki 0-3 z Zagłębiem Lubin we Wrocławiu, ale tydzień temu zrehabilitowali się i pokonali w Szczecinie Pogoń. To zapowiadało, że być może jest szansa na emocje w spotkaniu Śląska z Koroną. Śląsk - Korona. Pierwsza połowa do zapomnienia Początek spotkanie był wyrównany. Śląsk ustawił się z tyłu jakby chciał sprawdzić na stać rywali, ale miał pierwszy niezłą okazję. Z rzutu wolnego uderzył Erik Exposito, ale w środek bramki i Marcel Zapytowski złapał piłkę. W odpowiedzi głową uderzył Jacek Podgórski, ale minimalnie niecelnie. Przez pierwsze 20 minut nic więcej ciekawego jednak się nie wydarzyło. Obie drużyny miały kłopoty, by stworzyć składną i groźną akcję. Liczyli raczej na stałe fragmenty, ale w rolach głównych występowali obrońcy. Po zmianie stron przez moment mogli się cieszyć kibice Korony, bo do siatki trafił Jewgienij Szykawka, ale za chwilę okazało się, że już trzeci raz tym meczu dał się złapać na pozycji spalonej. Po chwili Śląsk miał ogromne szczęście. Po rzucie rożnym Szykawka strzelił w słupek, a dobitka Jakuba Łukowskiego trafiła w rękę Rafała Leszczyńskiego. Goście byli groźniejsi, ale była też w tym zasługa wrocławian. Konrad Poprawa w obronie przepuścił łatwą piłkę, czujny Szykawka natychmiast uderzył z linii pola karnego, ale skończyło się tylko na rzucie rożnym. Śląsk - Korona. Gole padły po przerwie Przez ponad 20 minut Śląsk nie był w stanie oddać nawet strzału i jak to w piłce bywa przeprowadził akcję bramkową. Leiva Nahuel uderzył zza pola karnego, piłka wróciła pod jego nogi, a więc tym razem podał do Diogo Verdaski, który odegrał do Johna Yeboaha i było 1-0. Korona próbowała wyrównać. Indywidualne akcje Dalibora Takaca i Łukowskiego w ostatniej chwili zatrzymał jednak Łukasz Bejger. A kiedy Polaka dwa razy nie upilnowali, to świetnie strzał obronił Leszczyński. W 85. minucie Bejger dobry występ zmarnował faulem w polu karnym na Dawidzie Błaniku. Z jedenastu metrów pewni strzelił Łukowski.