Przed meczem było jasne, że to przede wszystkim goście będą zdeterminowani, bo groził im spadek z ekstraklasy. Wygrana bez oglądania się na inne wyniki gwarantowała im pozostanie w lidze. Widzewiacy chcieli jednak przerwać passę pięciu porażek na własnym boisku i podziękować kibicom za sezon, który mogli w Łodzi rozegrać za każdym razem przy pełnych trybunach. To rzadko się zdarza w polskiej piłce. Zresztą fani efektowną oprawą "Zawsze w 12" przypomnieli o przywiązaniu do klubu. Pierwszy zaatakował Widzew. W dobrej sytuacji Ernest Terpiłowski dośrodkował, ale za mocno do Bartłomieja Pawłowskiego. A już w piątej minucie Korona zrobiła krok w kierunku utrzymania. Henrich Ravas wypiąstkował piłkę za pole karne. Tam do niej dopadł Dawid Błanik i mocnym strzałem pokonał bramkarza. Gospodarze rzucili się do odrabiania strat i zyskali przewagę, ale tak jak przez większość rundy wiosennej mieli problemy ze skutecznością. Korona właściwie całą drużyną broniła się od 35. metra od swojej bramki. Kielczanie zagrożenie stwarzali po stałych fragmentach. Kilka razy zrobiło się gorąco w polu karnym, ale w porę reagowali obrońcy i Ravas. Goście było groźniejsi, ale wynik się nie zmieniał. Aż do 40. minuty. Wtedy Błanik dośrodkował z rzutu wolnego, a Piotr Malarczyk uprzedził rywala i było 2:0. Jeszcze przed przerwą było blisko trzeciego gola, lale Jewhenij Szykawka trafił w poprzeczkę. Piłkarzy Widzewa pożegnały gwizdy. W przerwie trener Widzewa zarządził trzy zmiany i na początku były efekty. Łodzianie zaatakowali, stworzyli kilka okazji, ale wciąż brakowało celnych strzałów. Za to Korona pokazywała jak to robić. Po kolejnym rzucie wolnym głową uderzył Szykawka, ale gospodarzy uratowała poprzeczka. W 60 minucie już nic ich nie uchroniło. Po podaniu z lewej strony Mariusa Briceaga akcję zamknął Jakub Łukowski i było 3:0. W 67. minucie groźnie z rzutu wolnego uderzył Pawłowski, ale tylko w boczną siatkę. Łodzianie nie oddali celnego strzału w tym meczu. Wynik już się nie zmienił.