Wyniki, terminarz i tabela Ekstraklasy Gdyby w takim rankingu głosowali kibice, to bezapelacyjnie wygrałaby drużyna, którą desperacko próbuje reanimować nowy trener Mirosław Smyła. Już tylko najwierniejsi fani masochistycznie przychodzą na stadion i z niedowierzaniem patrzą, jak znowu się nie udaje. Miłość, także do swojego klubu, jest ślepa, ale chyba nie aż tak bardzo, żeby nie widzieć, że ktoś ich robi w bambuko - zawodnicy z niezłym CV, w większości nie bez podstaw podejrzewani o posiadanie umiejętności, wydają się wysterylizowani z ambicji. Kibiców, którzy przejrzeli na oczy jest już więcej niż nadal zaślepionych. Frekwencja na meczach Korony bije właśnie przykre rekordy - sobotni mecz z Wisłą Płock oglądało - według oficjalnych danych 3621 osób, o 30 mniej niż wcześniejszy ze Śląskiem Wrocław. To najgorszy wynik od lat, ale próżno szukać pomysłu klubu, o działaniach nie wspominając na zatrzymanie tej tendencji. Zresztą oficjalne dane, i tak subiektywnie patrząc po trybunach, wydają się nieco zawyżone, ale tu trudno się spierać, bo możliwe, że podczas meczu z Wisłą Płock część widowni stała właśnie w kolejce po kiełbasę, co nawet da się zrozumieć, bo tam emocje porównywalne do tych na murawie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że przygotowania do startu w konkursie na żenadę sezonu niektórzy zaczęli dużo wcześniej. Korona nie zawsze wygrywała, ale i nie zawsze przegrywała, a jak już, to zwykle próbowała walczyć, gdy nie starczało umiejętności. Ale jak się lekką ręką pozbywa zawodników typu: Jacek Kiełb, Radek Dejmek, Piotr Malarczyk, Bartosz Rymaniak, Mateusz Możdżeń, Łukasz Kosakiewicz i jeszcze paru innych, którzy mieli lepszy charakter niż umiejętności, to teraz tego charakteru zespołowi brakuje. A bez niego to samochód bez paliwa, nawet najlepszy nie pojedzie. To jednak prawo trenera (wtedy Gino Lettieriego), także do pomyłek i prawo (finansowe) właściciela. Ale wyszło jak wyszło, teraz nie widać by ktoś - poza nielicznymi wyjątkami - za Koronę zamierzał umierać. Dlatego równie "wysoko" trzeba ocenić podobną żenadę, czyli pozbywanie się tych, którzy za Koronę byli skłonni położyć głowę, choć niekoniecznie na boisku. Rzecznik Paweł Jańczyk, twórca "Korona TV" Michał Siejak, pracownicy biuro prasowego - z nich klub rezygnował lekką ręką i zapracował na kolejną żenadę. I to niejedną. Podczas sobotniego meczu z Wisłą Płock na bandach ledowych "szła" zapowiedź środowego pojedynku z Realem Saragossa, w Młodzieżowej Lidze Mistrzów: "DOPINGUJ MŁODYCH KORONIARZY UEFA YUTH LEAGUE". Być może, w jakimś angielskim slangu jest słowo "yuth", ale nawet jeśli, to raczej chodziło o słowo "youth" - młodzieżowa. Taka kompromitująca wpadka leciała na tych bandach przez całe, transmitowane przecież w telewizji, spotkanie. Żenujące jest też traktowanie środowego meczu Młodzieżowej Ligi Mistrzów - pierwszego w 46-letniej historii klubu występu w europejskich rozgrywkach - jako zło konieczne. Pierwsze spotkanie w Saragossie Korona przegrała 0-1, a mecz na Estadio la Romareda oglądało 12 tysięcy kibiców. W Kielcach - na tak historyczne wydarzenie - można się było pokusić o zbliżenie się do takiej frekwencji. Ale klub na taki pomysł nie wpadł. Nie zrobił żadnej akcji, zachęcającej kibiców, żadnych plakatów, billboardów, filmów, zajawek, nie zaprosił szkół, których tylko w odległości 200 metrów od stadionu jest pięć! Wpadł za to na pomysł, by bilety na to spotkanie kosztowały 15 zł. No i karnety na rundę jesienną seniorów na to spotkanie nie obowiązują, więc klub pokazał, gdzie ma tych najwierniejszych z wiernych. Gdy w poniedziałek kieleccy dziennikarze zaczęli pytać o zaangażowanie klubu w rozpropagowanie meczu, ogłoszono po południu, że uczniowie z całego województwa mogą wchodzić za darmo, jeśli szkoła przyśle do klubu ich imienną listę i na mecz przyjdą z opiekunem. Rzecznik klubu przyznał, że termin meczu był znany od sześciu tygodni, a formalne procedury z urzędami związane z załatwieniem bezpłatnego wstępu dla szkół trwałyby zbyt długo. No to w 48 godzin na pewno da się to załatwić... Żenada najświeższa dotyczy potraktowania jednego z tych, z którymi klub miał nie po drodze. Michał Siejak, wspomniany już twórca Korona TV, autor materiałów, których Kielcom zazdrościła cała piłkarska Polska, po odejściu z klubu, rozpoczął współpracę z Canal+ i jednocześnie chciał tworzyć, hobbistycznie, własne materiały o Koronie. Bo człowiek z Korony wyjdzie, ale Korona z człowieka nigdy. Dla C+ miał zrobić odcinek programu "Mikrocykl", ale usłyszał, że klub się zgodzi na to, ale jeśli to nie będzie Siejak. A na dokładkę Korona odrzuciła jego wniosek o akredytacje na mecze z Wisłą Płock i Realem Saragossa. W wydanym błyskawicznie, już dwa dni po meczu z Płockiem, oświadczeniu klub tłumaczy, że "przyczyną odmowy jest (...) jest okoliczność zgłoszenia przez pana Michała Siejaka do sądu żądania zapłaty 250 tys. PLN od Korona S.A., pomimo otrzymania całkowitego wynagrodzenia za świadczone wcześniej usługi wideofilmowania". Mniejsza o odpowiedź Michała Siejaka, publikowaną w mediach społecznościowych, ale konia z rzędem temu, kto wykaże związek między działalnością dziennikarską a sprawą w sądzie. A do "Sieja" jako dziennikarza klub uwag nie zgłosił. Do tego prezesowi klubu Krzysztofowi Zającowi zabrakło instynktu samozachowawczego - takie traktowanie dziennikarza stacji transmitującej mecze i płacącej ciężkie miliony złotych młodzież określa jako "samozaoranie". Podobnie jak zadzieranie, z taką samą gracją, z podmiotem prowadzącym rozgrywki, czyli Ekstraklasą. A wybieranie sobie dziennikarzy, którzy mogą chodzić na mecze służbowo, a którzy nie, to początek autodestrukcji, oby tylko prezesa, a nie całego klubu. Po meczu kieleccy dziennikarze napisali na gorąco pismo z protestem przeciwko takiemu traktowaniu, część oddała swoje akredytacje na sezon, część się pod pismem podpisała. Ci drudzy usłyszeli, że ich akredytacje - też nie zostaną im oddane. - Ale my ich nie oddaliśmy! - Taka jest decyzja zarządu - usłyszeli. Czyli: "Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?". A w Koronie rządzi szatniarz. Leszek Salva