Jeśli to miał być kolejny hit ligi, to wszystkim kibicom w Polsce należą się przeprosiny. Od piłkarzy Legii, którzy zaprezentowali zawodowy analfabetyzm. Tak grająca drużyna powinna rozpaczliwie bronić się przed spadkiem, a nie walczyć o prawo gry w rozgrywkach europejskich. W pierwszej połowie kompromitowali się niemal wszyscy gracze Legii, poza Janem Muchą, zmuszonym do naprawiania ich błędów. Tylko raz mu się nie udało, Wisła prowadziła od 16. min po centrze Małeckiego i główce Pawła Brożka. Mogła zdobyć więcej goli, ale Boguski, Diaz i Małecki zmarnowali świetne okazje. Po przerażająco nudnej pierwszej połowie, druga zaczęła się od nieprawdopodobnych emocji. W 47. min Wojciech Szala chciał podać do Muchy, ale zrobił to tak źle, że Boguski przejął piłkę, minął bramkarza Legii, a potem z pięciu metrów nie trafił do pustej bramki. Piłkarz Wisły długo stał skonsternowany nie mogąc uwierzyć w to co zrobił. Kilkanaście sekund później Szala dał mu okazję do powtórki. Boguski trafił piłką w Muchę i wywalczył tylko rzut rożny, ale po dośrodkowaniu Brożek celnie główkował na 2-0. Mecz był rozstrzygnięty, atrakcją była już tylko dopełnienie hat-tricku napastnika Wisły i wejście do gry Jakuba Koseckiego, syna byłego reprezentanta Polski, dziś posła Romana. Młody Kosecki był obok Muchy jedynym legionistą fetowanym przez kibiców. Poza tym z trybun nowego stadionu słychać było śmiech i kpiny z zagrań większości piłkarzy Legii, tradycyjne wyzwiska w stosunku do właścicieli klubu - słowem atmosfera niegodna hitu nawet najgorszej ligi świata. Tylko piłkarze Wisły mogli być zadowoleni. Zmarnowali co prawda masę okazji do zdobycia gola, ale i tak zdobyli trzy, mają punkty, które robią z nich zdecydowanych faworytów do mistrzostwa na dwie kolejki przed zakończeniem rozgrywek. Z pewnością nie przypuszczali, że w Warszawie da się wygrać tak lekko, łatwo i przyjemnie. Gościnni gospodarze bardzo mile ich rozczarowali. Legia zagrała w tym sezonie wiele słabych meczów - przegrywając na przykład dwukrotnie z Odrą Wodzisław, ale swoją najgorszą twarz pokazała dopiero dziś, przeciw Wiśle. Gracze Stefana Białasa ostatecznie udowodnili, że do nowego stadionu przy Łazienkowskiej musi powstać zupełnie nowa drużyna.