"To przez nich odszedłem. Skoro sami ustalają skład, decydują, co należy robić w klubie, to dla mnie nie ma tam miejsca. Ja się z tym zgodzić nie mogłem. Dlatego powiedziałem prezesowi, że odchodzę" - stwierdził Komornicki w "Super Expressie". "To było jedyne wyjście, by uratować ekstraklasę dla Górnika. Ten klub to obecnie bagno. Wszyscy boją się cokolwiek tam zmienić. Ktoś z kimś grał, coś załatwił i tak to egzystuje" - dodał. Ponoć na czele buntu zawodników mieli stać Krzysztof Bukalski i Jacek Wiśniewski, których trener odsunął od składu. "Inteligencja tych panów nie pozwala im zrozumieć pewnych rzeczy. Dla nich liczą się tylko pieniądze, a ja takich piłkarzy - nie powinienem używać tego słowa w stosunku do nich, bo obrażam piłkarzy - nie szanuję. Powiem jedno: w Górniku nikogo nie skrzywdziłem i mogę spać spokojnie" - powiedział Komornicki. Sytuacji na pewno nie poprawiła afera alkoholowa, w którą zamieszanych było dwóch zawodników. " Po niej winni zostali ukarani finansowo. Ale powinni być ukarani ci, którzy ich kryli i ci, którzy wynieśli brudy na zewnątrz. Skończyło się na karach dla "piwoszy". Pewnie, mogłem wyrzucić pół drużyny. Tylko wtedy nawet nie byłoby komu grać w następnym meczu. Górnik nie ma przecież drugiej drużyny, a ławka rezerwowych jest prawie pusta. Co w takiej sytuacji mogłem zrobić? Odejście - to było jedyne wyjście" - stwierdził Komornicki. Jak na tę sprawę zapatrują się piłkarze? "Z trenerem rozmawialiśmy dzień przed meczem z Pogonią. Wówczas nie stało się nic nadzwyczajnego, nic nie wskazywało, że odejdzie. Mnie i Krzyśka Bukalskiego nie było w meczowej kadrze, ale to nie znaczyło, że podnieśliśmy bunt, czy coś w tym rodzaju" - powiedział Jacek Wiśniewski w "Przeglądzie Sportowym". "My też byliśmy w szoku, gdy dowiedzieliśmy się, że Komornicki już nie pracuje. Czytamy i słyszymy, że to piłkarze przyczynili się do tej sytuacji. Ale my nie byliśmy przeciwko niemu. Mieliśmy różne opinie na temat współpracy z trenerem, ale przeciwko niemu się nie buntowaliśmy" - dodał.