Stal Mielec w tym sezonie zaskakuje wielu aspektach, ale akurat nie w przypadku bardzo efektywnie wykonywanych stałych fragmentów gry. Cała liga już wie, że to jest jedna z najgroźniejszych broni tego zespołu(do innej przejdziemy za moment), a mimo to wciąż kolejnym drużynom ciężko znaleźć na to sposób. Nie inaczej było w przypadku Korony Kielce. Stałe fragmenty i błysk Hamulicia Już w piątej minucie do dośrodkowania Getingera najwyżej wyskoczył Lebedyński, a jego strzał głową po drodze odbił się jeszcze od Mateusza Matrasa, który prawdopodobnie zaliczył pierwsze w karierze trafienie nosem czy też policzkiem. Kilka minut później oglądaliśmy powtórkę i do siatki tym razem trafił Wlazło, powtórki pokazały jednak, że był na spalonym i sędzia słusznie cofnął tego gola. Po drugim trafieniu Stali zaczął się naprawdę dobry moment Korony w tym meczu, którą od zdobycia gola powstrzymał niemal w pojedynkę Kamil Kruk. Dużo wdzięczności do swojego stopera powinien mieć Bartosz Mrozek, bo partner z defensywy wyręczył go przed przerwą w kilku sytuacjach, świetnie interweniując już w zasadzie w ostatnim możliwym momencie. Raz Stali pomógł też słupek, a blisko jednego z ładniejszych goli tego sezonu był Deaconu, ale jego bomba z woleja przeleciała tuż nad poprzeczką. W doliczonym czasie gry pokazała się jednak druga z najgroźniejszych broni Stali, czyli Said Hamulić. Holenderski napastnik co prawda w pierwszej połowie zaliczał dosyć dyskretny występ, chociaż trzeba mu oddać, że był blisko asysty przy nieuznanym golu Wlazły, tak na sam jej koniec pokazał po raz kolejny próbkę swoich sporych umiejętności. Soczyście uderzył z dystansu, z interwencją trochę spóźnił się Forenc i po chwili snajper Mielczan mógł świętować siódmego gola w tym sezonie, stawiając swój zespół już w bardzo komfortowej sytuacji. Fatalne pudło Gerbowskiego i bezzębność Korony W 60. minucie powinno już być po meczu. Znów Hamulić miał to, co lubi najbardziej - piłkę przy nodze i spore wolnej przestrzeni przed sobą. Znów z tego skorzystał oddając mocny strzał i po raz kolejny duże problemy przy interwencji miał Forenc. Trochę to wyglądało jak mały flashback z 2010 roku i problemów bramkarzy z piłką Jabulani w czasie mundialu w RPA. Wracając jednak do tej sytuacji, golkiper Korony wypluł piłkę przed siebie, wprost pod wbiegającego Gerbowskiego. Ten wydawało się, że zrobił wszystko podręcznikowo - zamarkował strzał i minął bramkarza, jednak przy strzale z kilku metrów fatalnie spudłował i zamiast do bramki, trafił w trybuny. To była też w zasadzie jedyna naprawdę groźna sytuacja w drugiej połowie, biorąc pod uwagę oba zespoły. Stal broniłą się mądrze, bo nie schodziła zbyt głęboko, tylko jak najczęściej starała się przenosić ciężar gry jak najbliżej połowy Korona. Ta z kolei była dzisiaj bardzo bezzębna i optycznie może miała przewagę, nawet kiedy jednak dochodziła do sytuacji, to wyraźnie brakowało kogoś mogącego ją wykończyć. Mówiąc w skrócie - brakowało Bartosza Śpiączki. Nie pomogła nawet czerwona kartka, jaką po analizie VAR zobaczył słusznie Mateusz Matras, który zdecydowanie przesadził z atakiem i niebezpiecznie nadepnął na kostkę Dawida Błanika. Stal wygrywa trzeci mecz z rzędu i przy odpowiednich wynikach pozostałych meczów może kolejkę skończyć nawet na podium. Adam Majewski też już raczej powoli powinien szykować miejsce na statuetkę dla najlepszego trenera października. Korona wciąż jest bez zwycięstwa u siebie, a ogólnie ostatni komplet punktów zgarnęła pod koniec sierpnia. Dzisiejszą porażką wyciąga rękę do Piasta Gliwice i zaprasza go do opuszczenia strefy spadkowej. Korona Kielce 0:2 Stal Mielec- 0:1 5`Matras- 0:2 45`Hamulićczerwona kartka: 86`Matras kartki: 8`Forenc, 55`Szykawka, 78`Podgóski, 81`Nojszewski, 90`Danek - 53`KrukKorona: Forenc - Danek, Trojak, Petrow, Balić - Deja(66`Kiełb) - Łukowski(70`Podgórski), Sewerzyński(59`Nojszewski), Takac(46`Błanik), Deaconu - Szykawka(59`Frączczak)Stal: Mrozek - Flis, Matras, Kruk - Getinger, Wlazło, Gerbowski(72`Wolski), Hiszpański - Lebedyński, Ratajczyk(70`Domański) - Hamulić(89`Leandro)