Korona Kielce w tym sezonie stosunkowo wcześnie zapewniła sobie pewne utrzymanie. Po 33. kolejkach "Scyzory" miały bardzo ciekawy bilans, na który składało się 11 zwycięstw, 11 remisów i jakżeby inaczej, 11 porażek. Kielczanie ze swojego stadionu zrobili prawdziwą twierdzę. Wygrali trzy ostatnie spotkania przed własną publicznością i zwyciężyli w sześciu z siedmiu ostatnich występów przy ul. Ściegiennego. W sobotę do Kielc przyjechał jednak zespół walczący o mistrzostwo Polski, czyli Raków Częstochowa, który tydzień wcześniej trochę skomplikował sobie sytuację, przegrywając u siebie z aktualnym mistrzem, a więc Jagiellonią Białystok 1:2. Wielka niespodzianka w Kielcach do przerwy. Szybki gol i prowadzenie Korony Początek spotkania był dosyć spokojny, a też zostało ono szybko przerwane. Wszystko z powodu wyjątkowego wydarzenia. W czwartej minucie grający z numerem "4" Piotr Malarczyk został pożegnany przez kibiców, ponieważ z powodu licznych w ostatnim czasie problemów zdrowotnych postawił po 252. występach na poziomie PKO BP Ekstraklasy zakończyć sportową karierę. Gdy zawodnicy wrócili do gry, szybko doszło do otwarcia wyniku. Niespodziewanie już w 12. minucie gospodarze wyszli na prowadzenie. Jewgienij Szykawka posłał świetne prostopadłe podanie do Wiktora Długosza. Ten przebiegł z piłką kilkadziesiąt metrów, bo otrzymał na środku boiska. Zatrzymać go próbował Adriano Amorim, ale zawodnik Korony dobrze się zastawiał oraz mocno trzymał na nogach i posłał uderzenie w kierunku dalszego słupka, po którym piłka zatrzepotała w siatce. W 24. minucie miała miejsce kolejna przerwa w meczu, tym razem spowodowana jednak przez kibiców. Fani Korony odpalili środki pirotechniczne i zadymili cały stadion. Grę udało się jednak wznowić dosyć szybko, bo po niespełna czterech minutach. Przez długi czas na murawie nie działo się zbyt wiele. Inicjatywę po swojej stronie mieli raczej zawodnicy Rakowa Częstochowa, którzy musieli gonić wynik. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy to jednak "koroniarze" stworzyli sobie kolejną fenomenalną okazję. Ponownie okazję na gola miał Długosz, który mógł podać na pustą bramkę do Fornalczyka, ale zdecydował się na uderzenie i zrobił to niecelnie... Ostatecznie piłkarze zeszli do szatni przy jednobramkowym prowadzeniu ekipy z Kielc. Raków Częstochowa tylko remisuje z Koroną. W Poznaniu mogą świętować Korona Kielce chciała rozpocząć drugą połowę z "wysokiego c". Znakomitą okazję na podwyższenie prowadzenia miał Dawid Błanik, ale pomocnik Korony pomylił się z kilku metrów. W kolejnych minutach mocniej zaczęli atakować gracze Rakowa. Ich starania przyniosły rezultat w 54. minucie. Wówczas po interwencji Miłosza Strzebońskiego w polu karnym padł Adriano Amorim, a po sprawdzeniu sytuacji na VAR-ze sędzia Wojciech Myć wskazał na 11. metra. Do rzutu karnego podszedł Jonatan Brunes, który pewnym płaskim strzałem w kierunku lewego słupka doprowadził do wyrównania. Ten gol dodał tylko zawodnikom Marka Papszuna wiatru w żagle. "Medaliki" zaczęły jeszcze intensywniej atakować, wręcz oblęgając pole karne Korony. Tyle że już niewiele z nich wynikało. Ostatecznie Raków zremisował 1:1 w Kielcach i z gubił dwa punkty, co w Poznaniu z pewnością odebrano z wielkim zadowoleniem. Mimo takiej samej liczby punktów częstochowianie awansowali na pierwsze miejsce w tabeli dzięki lepszemu bilansowi bezpośredniemu z Lechem. Taki stan pozostanie przynajmniej do jutra i meczu "Kolejorza" z GKS-em Katowice.