Kluczowa decyzja dla polskiej piłki. PZPN postawił na stagnację
Nie będzie zmiany najważniejszej osoby w polskiej piłce, jeśli chodzi o sędziowanie. Po kilku miesiącach przeciągania wyboru nowego Przewodniczącego Kolegium Sędziów, PZPN zdecydował postawić się na Marcina Szulca, który od ustąpienia Tomasza Mikulskiego sprawował funkcję pełniącego obowiązki na tym stanowisku. Jeśli mamy oceniać ostatni okres, trudno spodziewać się drastycznych zmian zmieniających oblicze polskiego sędziowania.

Przypomnijmy - po poprzednim sezonie ówczesny szef sędziów Tomasz Mikulski przekazał swoim przełożonym informację, że nie będzie ubiegać się o kolejną kadencję na tym stanowisku. Wcześniej Mikulski był w mediach wielokrotnie krytykowany za sposób zarządzania "szatnią", co miało doprowadzić do znacznego obniżenia poziomu sędziowania w Polsce. Mikulski rezygnował po dwóch bardzo słabych sezonach, w których nagromadzenie błędów było większe niż w przeszłości. Decyzje wielokrotnie nie były spójne, a interwencje VAR niezasadne. Wydawało się, że PZPN sprawę potraktuje priorytetowo, jednak wybór następcy Mikulskiego odwlekano. W tym czasie funkcję pełniącego obowiązki przewodniczącego Kolegium Sędziów sprawował Marcin Szulc, były sędzia (pięć sezonów w Ekstraklasie), ale przede wszystkim prawa ręka Mikulskiego w poprzednim Kolegium.
To właśnie Szulc przeszedł suchą stopą przez głosowanie na Zarządzie PZPN. Jeśli ktoś liczył na większą dyskusję - nie było jej. Po prostu zagłosowano na kandydata, którego zarekomendował prezes PZPN Cezary Kulesza.
Przez ostatnie dwa miesiące trudno było jednak zauważyć jakąś zmianę. Niedawno Adam Lyczmański, również były sędzia, ale obecnie poza strukturami władz, zajmujący się ocenianiem pracy swoich kolegów na antenie Canal Plus, przytoczył druzgocące statystyki. W wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" stwierdził, że w 76 meczach Ekstraklasy w obecnym sezonie, doszło do 38 poważnych błędów sędziowskich, co daje średnio 0,5 na mecz. Natomiast błędów arbitrów VAR jest 16, czyli 0,21 na spotkanie.
Jak wybierano przewodniczącego
Wsłuchując się w głos środowiska, już wcześniej dało się usłyszeć, że PZPN raczej nie będzie chętny do dokonania zmian. W Interii opisywaliśmy kulisy tych wyborów. Fragment tekstu, który w całości można znaleźć po kliknięciu w ten link.
"Cała procedura ma wyglądać w ten sposób: osoby z Zarządu PZPN, które prowadzą rozmowy z kandydatami przedstawią Cezaremu Kuleszy raport z rozmów oraz - jak w dalszej części tekstu opisze to wiceprezes PZPN Tomasz Garbowski - swoją rekomendację. Następnie prezes PZPN zarekomenduje całemu Zarządowi swojego kandydata, a jego członkowie zdecydują, czy tę kandydaturę akceptują.
Tomasz Garbowski, wiceprezes PZPN ds. piłki amatorskiej, który jest jedną z mocniej zaangażowanych osób w wybór nowego przewodniczącego, w rozmowie z Interią nie kryje zadowolenia z przebiegu rozmów z kandydatami. Przekonuje, że były merytoryczne, rzeczowe, a wizje przedstawione przez kandydatów - niosące nadzieję. Jak te rozmowy wyglądały od kulis? Kandydaci otrzymywali różne pytania od członków zarządu. Z zasłyszanych relacji dowiedzieliśmy się, że jedno od Garbowskiego było… losowane. - Jak na maturze, a nie przy rzeczowym dialogu - zwracamy uwagę szefowi Opolskiego ZPN.
- Miałem trzy pytania do każdego z kandydatów. Dwa zadawałem od siebie, trzecie było losowane z bazy dwudziestu kilku pytań. Każdy z pozostałych członków zespołu przesłuchujących kandydatów miał jeszcze swoje pytania. A czy było jak na maturze, a nie w dialogu? Zupełnie nie. To były pytania dotyczące problemów, z którymi Przewodniczący Kolegium Sędziów będzie musiał się zmierzyć - odpowiada nam szef piłki amatorskiej w Polsce.
Kandydaci mieli być między innymi pytani - choć w tym przypadku nie przez Garbowskiego, a innego z wiceprezesów, Adama Kaźmierczaka - czy wskazani przez nich współpracownicy, będą chcieli otrzymywać pensję".
Nie będzie rewolucji. Kandydat miał na nią chrapkę
Marcin Szulc w drodze po zwycięstwo, pokonał trzech rywali: Pawła Sokolnickiego, Macieja Wierzbowskiego i Arkadiusza Kamila Wójcika. Ten ostatni, aktywny sędzia asystent i VAR, który na czas dokonywania wyboru poprosił o nieuwzględnianie go w obsadzie meczów Ekstraklasy i 1. ligi, jawił się jako "rewolucjonista". Jako jedyny z całej czwórki wyszedł przed szereg i zdecydował się na ogłoszenie startu, kiedy jeszcze urzędował jego dotychczasowy szef - Mikulski.
W sierpniu zdradzał w Interii swoje pomysły na zmiany w środowisku, ale - jak już wiemy - te plany musi schować do szuflady. Wójcik mówił między innymi:
"Przede wszystkim trzeba wrócić do korzeni. Zbyt mocno skupiliśmy się na czymś, co początkowo było fajne - czyli na VAR-ze, na sędziowaniu telewizyjnym - podczas gdy sędziowanie dzieje się na boisku. Fundamentem musi być zarządzanie meczem. Trzeba postawić na sędziów, którzy dobrze sędziują. Jeśli mamy sędziów, którzy nie wzbudzają kontrowersji, mecze kończą bez afer, którym dziękują po ostatnim gwizdku obie drużyny bez względu na wynik, to trzeba otwierać przed nimi drzwi. A mamy takich. To powinien być czas, żebyśmy zaczęli stawiać na sędziów, którzy może nie biegają świetnie, nie wyglądają zbyt pięknie, ale potrafią sędziować. I ich nauczyć ładnie biegać i wyglądać, a nie odwrotnie.
- Niektórzy sędziowie przyzwyczaili się do Ekstraklasy i nie traktują meczów w niej, jako czegoś niesamowitego. Jeśli nie masz tego ognia, to już na początku podchodzisz do tego niepoważnie. Finalnie nie przekłada się to na nic dobrego. Z drugiej strony mamy sędziów w 1. lidze, którzy prowadzą tam mecze od 10 lat i nigdy nie spadli, wyznacza się ich na najważniejsze spotkania na drugim poziomie, a nigdy nie dostali choćby jednego meczu w Ekstraklasie. Tak się czasami zastanawiam - jeśli jesteś na tyle dobry, by sędziować mecz o awans w 1. lidze, to dlaczego miałbyś być za słaby, by posędziować piętro wyżej? Tutaj widzę duży margines do działania - w rozpaleniu na nowo pasji wśród sędziów Ekstraklasy, a reszcie sędziów wysłać sygnał, że mecze w najwyższej lidze to coś, co się może zdarzyć.
(...)
- Błąd może przytrafić się każdemu. Czy jeśli piłkarz nie trafi do pustej bramki z trzech metrów, to trener nie wystawi go w następnym meczu? Wystawi. Ale jeśli zrobi tak w trzech-czterech kolejnych meczach, wreszcie usiądzie na ławce rezerwowych. Tak samo powinno być z sędziami.
Planuje pan wprowadzić minimalne przerwy między sędziowanymi meczami? By sędzia prowadzący mecz mógł usiąść na VAR dopiero po określonej liczbie godzin? - pytaliśmy.
- Planuję. Dla mnie mecz na boisku jest najważniejszą rzeczą. Musisz tak ustawić pod niego trening, regenerację, by posędziować go na 110 proc., a nie myśleć o logistyce VAR-owej: gdzie będę spał, kiedy wrócę do domu. Jeśli sędziujesz w weekend na trawie - nie usiądziesz w ten sam weekend na VAR. Z wyjątkiem sytuacji, w której sędzia miałby wziąć VAR na stadionie, który ma po drodze do domu i nie musi gnać kolejnych kilometrów. Z zastrzeżeniem, że musiałby wcześniej swój mecz na trawie posędziować dobrze. Jeśli nie - nastąpiłaby szybka zmiana.
Planuje pan upublicznienie rozmów z VAR?
- Tak. Dla mnie to dziwne, że trenerzy po meczu nie mają dostępu do klipów varowych, do których my mamy dostęp 15 minut po meczu. Ja naprawdę rozumiem pretensje sztabów szkoleniowych, które piekliły się o jakieś decyzje. Nie rozumiem natomiast, dlaczego ktoś ma problem, by zaprosić trenera przed konferencją prasową do swojej szatni, pokazać mu klip varowy, pokazać, z jakich kamer była pokazana sytuacja, jak wyglądała komunikacja z VAR, jakie były kryteria podejmowania decyzji. Co my mamy do ukrycia? Trener później idąc na konferencję może się zgodzić z decyzją, może się nie zgodzić, natomiast będzie znał podstawy, którymi się kierowaliśmy. Dziś często słyszymy wypowiedzi trenerów, że nie wiedzą, czemu sędzia podjął taką decyzję. Ja bym chciał, by wiedzieli.
A komentowanie decyzji przez samego sędziego bezpośrednio na boisku, zaraz po obejrzeniu sytuacji na monitorze? Jest przestrzeń w Ekstraklasie na coś takiego?
- Myślę, że jest i prędzej czy później to zostanie wprowadzone. Właściwie to musi być wprowadzone. Bez względu, czy zostanę przewodniczącym, czy nie".
W najbliższym czasie spróbujemy porozmawiać z Marcinem Szulcem, jaki on ma pomysł na naprawienie sędziowania w Polsce.












