Beniaminek z Zabrza w świetnym stylu rozpoczął rozgrywki. Wygrał z Legią Warszawa, Wisłą Kraków i drugoligowym ROW 1964 Rybnik w Pucharze Polski. Mogło być jeszcze lepiej, gdyby nie pechowa porażka z liderem z Białegostoku w 2 kolejce 1-2. Zabrzanie prowadzili z Jagą na jej terenie po bramce niezawodnego w ostatnich miesiącach Igora Angulo. W ostatnich dwudziestu minutach stracili jednak dwie bramki i cenne punkty. Oba gole drużyna z Podlasia strzeliła po rzutach karnych, podyktowanych przez warszawskiego arbitra Pawła Raczkowskiego. Wiele wątpliwości było, i wciąż jest, co do drugiego przewinienia, kiedy to w polu karnym, już w doliczonym czasie, starli się Arvydas Novikovas oraz David Ledecky. Litwin padł na murawę, a arbiter wskazał na jedenasty metr. Gdyby nie ta sytuacja i bramka dla Jagiellonii, to dziś liderem Ekstraklasy byłby zespół Marcina Brosza. Tak też sprawę widzi, zawsze ważący swoje słowa Stanisław Oślizło, który z Górnikiem, w czasach świetności, ośmiokrotnie zdobywał mistrzostwo Polski. - Jako beniaminek bardzo dobrze radzimy sobie z ekstraklasowymi rywalami. Myślę, że na dziś zasługujemy na to, żeby liderować rozgrywkom. Z pewnością byłoby tak, gdyby nie mecz w Białymstoku. Muszę powiedzieć, że sędzia który prowadził tamto spotkanie bardzo mnie zawiódł. Chodzi mi o drugą straconą przez nas w tamtym spotkaniu bramkę z karnego. Co do pierwszej "jedenastki" w Białymstoku nie mam pretensji, przy drugiej ciężko mi do dziś przejść nad tym do porządku dziennego. Takich przepychanek w polu karnym jest bez liku. Nie mogłem uwierzyć, że sędzia Raczkowski w tej sytuacji zdecydował się na podyktowanie przeciwko Górnikowi karnego. Mnie przypomniało się spotkanie, w którym Górnik grał o mistrzostwo na Legii, a sędzia, nie będę nawet wymieniał jego nazwiska, pokazał naszym piłkarzom trzy czerwone kartki. Widać, że potknięcia przytrafiają się nie tylko piłkarzom, ale i sędziującym arbitrom - mówi bez ogródek pan Stanisław, mając w pamięci niesławny mecz Legia - Górnik (1-1) w 1994 roku, który sędziował Sławomir Redziński. Spotkanie, które decydowało o mistrzostwie Polski, zabrzanie zakończyli, po trzech czerwonych kartkach, w ósemkę. Tytuł ostatecznie wywalczyli warszawianie. Stanisław Oślizło, który wciąż aktywnie udziela się w klubie, ma jednak powody do zadowolenia patrząc na to, jak idzie obecnie Górnikowi. - Nie wstydzę się powiedzieć tego, że wyniki zespołu to dla mnie miłe zaskoczenie. Jestem zadowolony z gry piłkarzy. Dobrze radzą sobie nie tylko ci zawodnicy z podstawowej jedenastki, ale także rezerwowi. Nie są gorsi od tych, którzy od pierwszej minuty wybiegają na murawę - podkreśla była wielka gwiazda zespołu z Zabrza. Michał Zichlarz