Już przed meczem działacze Widzewa mieli poważne obawy i organizację meczu z Lechem uznali za najwyższe wyzwanie w rundzie wiosennej. A wszystko ze względu na kibiców mistrzów Polski. Fani Lecha są zaprzyjaźnieni z sympatykami ŁKS, czyli odwiecznym rywalem łódzkiej drużyny. I mieli rację. Podczas meczu doszło do zniszczeń w sektorze zajmowanym przez kibiców z Poznania. "Zniszczono między innymi: punkt gastronomiczny, w którym doszło do włamania, kradzieży i podpalenia, toalety, instalacje elektryczne, elementy brandingu oraz siatek okalających sektor, a także elementy infrastruktury na trybunie. Straty wstępnie oszacowano na ok. 150 tys. złotych" - napisał Widzew w oświadczeniu. Włamanie, kradzież i podpalenie Klub dodaje też, że odkryto próby rozkręcania bram na sektorze. To mogło doprowadzić do bijatyki między zwaśnionymi grupami. "Klub kontaktował się z przedstawicielami kibiców Lecha Poznań, którzy zażyczyli sobie otwarcia punktu cateringowego. Potem zmienili zdanie. (...) Niestety w przerwie doszło do włamania, skradziono towar, a około 80. minuty punkt gastronomiczny został podpalony" - dodaje Widzew. I przypomina, że to nie pierwszy taki przypadek na stadionie Widzewa, a zwykle był związany z wizytą kibiców zaprzyjaźnionych z ŁKS. Tak było też rok temu, kiedy łodzianie grali z GKS Tychy. Wtedy w trakcie meczu chuligani sterroryzowali obsługę i przedostali się do punktu gastronomicznego. Ukradli kiełbaski, którymi rzucali w sektory fanów Widzewa. Zdemolowane zostały też łazienki i kilkadziesiąt krzesełek, a także części siatki oddzielającej sektor gości od pozostałych. Także wyrwane płyty z pleksi służyły do rzucania. Wtedy straty oszacowano na około sto tysięcy złotych. "W 2021 roku Widzew zdecydował się pierwszy raz od 13 lat przyjąć na swoim stadionie kibiców ŁKS. Podobnie było w przypadku spotkań z udziałem klubów, których kibice są zaprzyjaźnieni z fanami biało-czerwono-białych. Niestety, każdy z tych meczów kończył się dla gospodarzy dewastacją sektora gości i stratami sięgającymi już łącznie kilkuset tysięcy złotych" - czytamy w oświadczeniu.