INTERIA.PL: Udało się pokonać Cracovię na jej terenie. Kamil Kosowski: - No nie powiem, że to normalne, ale ja ten mecz traktowałem jak każdy inny. To, że były to tylko derby, słychać było tylko i wyłącznie z trybun, słuchając kibiców Cracovii. Wyjątkowo "inteligentni" ludzie. Jedyne, co mi przypominało, że to mecz dwóch drużyn z Krakowa - pozycje w tabeli odmienne, style całkowicie różne. Byłem zaskoczony negatywnie grą Cracovii. Szczerze mówiąc myślałem, że będzie lepsze widowisko, bo chyba mecz był nudny. Nie zaskoczyło Cię to, że tak łatwo strzeliliście pierwszego gola w momencie, gdy nie mieliście przewagi? - Zgadza się. To wynikało z tego, że drużyna Cracovii niemal całą jedenastką była ustawiona na swoim 35. metrze, a my za bardzo chcieliśmy się przebić środkiem. Na szczęście stałe fragmenty okazały się skuteczne i Marek Zieńczuk zdobył kolejną bramkę. Później się rozruszało. Chwilę po golu Marek miał kolejną okazję, ale Cabaj dobrze obronił. Natomiast już przy strzale Rafała Boguskiego nie miał szans. Co się stało po Twoim zejściu z boiska? O mały włos nie straciliście prowadzenia! - W pierwszej połowie jeden z zawodników stanął mi na mały palec, więc trener zdjął mnie przed końcem. Później sami sobie zafundowaliśmy taką nerwówkę. Trzeba przyznać, że po strzeleniu bramki Cracovia miała jeszcze dwie dobre sytuacje, w których bardzo dobrze spisał się Mariusz Pawełek i można powiedzieć, że to on uratował nam te trzy punkty. Przy lepszym, bardziej dokładnym rozgrywaniu przez nas piłki mogliśmy strzelić wcześniej kilka bramek. Pewnie gdyby mecz był na Wiśle, to mecz skończyłby się wyższym wynikiem. Pięć punktów przewagi nad Legią to już nie przelewki, tylko istotna różnica. - Bardzo się z tego cieszę. Miesiąc temu Legia miała cztery punkty nad nami. Jak pamiętam zadzwonił wtedy do mnie mój serdeczny przyjaciel trener Szul (fizjolog Legii - przyp. red.). Powiedziałem mu: "Spokojnie, zobaczymy co będzie za miesiąc, bo to jest dopiero początek ligi". I proszę, gdzieś te dziewięć punktów Legii uciekło. Zobaczymy, co będzie dalej. Teraz przed nami najważniejsze starcie sezonu. Nie ma co ukrywać - trzeba się do niego jak najlepiej przygotować i akurat ta przewaga nie może nas w żadnym stopniu uśpić. Z Legią zagracie bez Arka Głowackiego, który zarobił czwartą żółtą kartkę. - Na pewno jest to spore osłabienie. "Głowa" jest kapitanem, podporą naszej defensywy, ale trener ma szeroką kadrę. Są młodzi chłopcy, którzy mogą zagrać, a takie mecze jak ten z Legią to najlepsza okazja, żeby się pokazać. Nie widzę żadnego problemu. Atmosfera derbów, puste trybuny to chyba porażka? - Ktoś tam powiedział, że dwa tysiące kibiców Cracovii jest lepszych niż 20 tysięcy kibiców Wisły. No nie wiem, czy na miejscu piłkarzy Cracovii byłbym zadowolony z ich dopingu. To są problemy Cracovii, a nie nasze, więc ja bym się absolutnie nie chciał wypowiadać. Wcześniej jedna z gazet napisała, że niby Kosowski powiedział, że "zmiażdżymy Cracovię", a później wywołuje to taki efekt, że mnie lżą z trybun. Rozmawiał: Michał Białoński, INTERIA.PL