W poniedziałkowy poranek Szymon Jadczak z portalu "WP Sportowe Fakty" opublikował artykuł, w którym podał, że Komar został pobity w trakcie festynu w Wiśniczu Małym. Według tego materiału rozpoznać miały go osoby z bojówki "Młoda Ferajna", identyfikującej się z Wisłą Kraków, a podstawą całego zajścia była wygrana Puszczy Niepołomice nad Wisłą w barażach o awans do PKO Ekstraklasy. Wstępne śledztwo służb wykazało jednak, że zdarzenie nie miało podtekstu kibicowskiego, a wyniknąć miało ze spięcia między Komarem a innymi uczestnikami festynu. Piłkarz pobity przez kiboli. Jest komunikat policji i ... spore zaskoczenie Kewin Komar przerwał milczenie w sprawie afery wokół swojej osoby Cała sytuacja momentalnie wywołała burzę w środowisku piłkarskim, a część osób wnosiła nawet o ukaranie samej Wisły za zachowanie jej "kibiców". Później jednak równie szybko pojawiały się oficjalne przeprosiny za zbyt pochopną reakcję, po zapoznaniu się z policyjnym raportem. Echa tej sprawy jednak nie milkną, a w czwartek odniósł się do nich sam Komar. W rozmowie z Dawidem Dobraszem z portalu "Meczyki" Komar stwierdza, że nie jest w stanie określić czy sprawa miała podłoże kibicowskie, ale wyczuł, że w momencie kiedy pojawił się na terenie festynu, to część obecnych tam osób zaczęła intonować przyśpiewki obrażające jego klub. W dalszej części rozmowy 20-latek opisuje już same starcia z agresorami. Jedna z osób intonujących przyśpiewki miała do niego podejść i pogratulować awansu, jednocześnie zaznaczając, że go nie szanuje, bo wyeliminował jego klub. Później przy jego stoliku miało pojawić się dwóch mężczyzn, a jeden z nich jako pierwszy wyprowadził cios, trafiając Komara w głowę. Wywiązała się szarpanina, z której finalnie Komar oddalił się z pomocą swojej dziewczyny i obcej osoby. "Jeden z nich stanął przede mną, drugi od prawej ręki. Tak jakby mnie otoczyli. Jeden z nich, ten po prawej stronie, trzymał w ręce piwo. Na pewno był pod wpływem alkoholu. On zapytał mnie: "Co ku**o teraz?" " - opisuje on genezę całej sytuacji. Prezes PZPN zdecydowanie reaguje na pobicie Kewina Komara z Puszczy Niepołomice. Nawet się nie wahał Później grupa agresorów miała urosnąć do około 20 osób, ruszających w stronę osamotnionego Komara. "Puściłem dziewczynę i zacząłem uciekać tą lewą stroną w głąb boiska, gdzie nie było tych ławek. Na początku biegłem jak najszybciej sprintem, ale jak poczułem, że napastnicy są idealnie za mną, to odwróciłem się ciałem do nich, żeby dowiedzieć się, jak blisko są ode mnie i wtedy zacząłem się bronić, a oni mnie atakowali" - obrazuje. Grupa miała przez dłuższą chwilę okładać go ciosami, aż do pojawienia się straży pożarnej, która potem pomogła mu w opuszczeniu terenu festynu. Dalsza część wywiadu, a dokładniej wypowiedzi Komara, pokrywają się z wersją przedstawioną w tekście Jadczaka, w tym także fragmenty o obecności agresywnie nastawionych osób pod domem, w którym nocował, a także o spotkaniu z jednym z agresorów na SOR-ze, gdzie ten miał mu jeszcze dodatkowo grozić. Młody bramkarz na koniec dzieli się także osobistą refleksją na temat całej sytuacji, bo przez odniesioną kontuzję ręki do końca roku nie pojawi się już na boisku. "Pod względem kariery jestem najbardziej załamany. Straciłem wszystko, co kochałem. Kochałem trenować, grać mecze w ekstraklasie. Każdy chłopak za dzieciaka o tym marzył. Jest mi teraz pod tym względem bardzo ciężko" - zakończył.