Kasperczak miał smutną minę i mówił cichym, grobowym głosem. W przeciwnym nastroju był młody szkoleniowiec Korony, Marcin Sasal. - Byliśmy zdeterminowani, bo wiedzieliśmy, że gramy w piątek, a nasi konkurenci w walce o utrzymanie się dopiero po nas i nie chcieliśmy czekać na ich ruch, tylko sami marzyliśmy o zdobyciu choćby punktu. Udało się zdobyć aż trzy, jestem szczęśliwy. Jeszcze nigdy mistrza Polski na jego terenie nie pokonałem, a z tego, co wiem to Korona jeszcze nigdy nie wygrała z Wisłą w Krakowie. Dopiero powoli to do mnie dociera - nie mógł uwierzyć w to co się stało Marcin Sasal. - W końcówce meczu Wisła narzuciła styl, zagrażała naszej bramce, ale to nic dziwnego. To przecież mocny i klasowy zespół. Teraz mamy dwa mecze u siebie i zagramy o zwycięstwo i będziemy chcieli w nich powalczyć, żeby zapewnić sobie spokojne utrzymanie - dodawał Sasal, choć chyba już teraz Korona może być spokojna o byt. - Dlaczego mnie nie było z drużyną podczas drugiej połowy? Myślałem, że przemilczymy ten temat, ale dostałem zakaz komentowania czegokolwiek. Ja sobie mówię podczas meczu to co jest, co widzę i nikomu nie ubliżałem, ale dostałem ostrzeżenie, że jeżeli cokolwiek powiem, to zostanę usunięty na trybuny. Tak też się stało - dziwił się po meczu trener kielczan. - Ktoś powiedział, że zrobiliśmy zasłonę dymną z Edim, ale graliśmy trzy ciężkie mecze, a Edi jest zawodnikiem wiekowym i potrzebuje odpocząć. Wiedzieliśmy, że może nie zagrać i Maliszewski był gotowy do gry. Przy stałych fragmentach gry byłoby lepiej, mecz byłby inny, bo Jacek Kiełb zagrałby z prawej strony - podkreślał Sasal. - W takich meczach, jak z Wisłą trzeba zagrać inaczej, bo jak się gra schematycznie, to się gra słabo i nie wygrywa. Stąd Kiełb z przodu, a Nikola z lewej, Potrzeba nam było w II linii takiego kogoś jak Nikola, który by przytrzymał piłkę. Nie spodziewałem się jednak, że w ofensywie będzie taki groźny, a jego strzał w poprzeczkę był przedniej marki - cmokał Marcin Sasal. - Przeżywam porażkę, przyszła w nieodpowiednim momencie - stwierdził Henryk Kasperczak, trener Wisły. - Graliśmy co trzy dni, to wpłynęło na zespół. Pierwsza połowa zadecydowała o porażce, zawodnicy źle weszli w nią, graliśmy wolno, nie konstruowaliśmy dobrych akcji. Zespół Korony był dobrze zorganizowany. W II połowie pozytywnie zareagowaliśmy, niestety szczęście nie było z nami. Mieliśmy kilka okazji, ale nie udało się wyrównać. Ta porażka boli, bo zostały trzy kolejki i musimy wygrywać wszystko do końca, żeby utrzymać przewagę. Zobaczymy jeszcze, jakie będą wyniki w sobotę i w niedzielę. Dlaczego druga linia nie grała tak dobrze jak w meczu z Lechem? - W pierwszej połowie druga linia zawiodła. Może to efekt częstych zmian. Raz z Diazem w pomocy, raz w obronie. Diazowi dziś nie wyszedł mecz, był ociężały, dlatego go zmieniłem - tłumaczył Henryk Kasperczak. - Z przodu też zagraliśmy słabiej. Dotyczy to całej trójki: Kirm, Paweł Brożek i Małecki. Duże problemy mieliśmy w konstrukcji i wykończaniu akcji. Brakowało kombinacji, rywal nas skonstruował i mieliśmy szczęście, że nie straciliśmy bramki. - W końcówce zdecydowaliśmy przesunąć do przodu Marcelo, ale niestety bramkarz rywala zagrał bardzo dobry mecz, obronił kilka "setek" - kręcił głową trener Wisły. Czy szansa na obronę mistrzostwa Polski znacząco zmalała? - Nie zapominajmy, że Lech i Legia też grają, nie wiadomo jakie wyniki będą. Ale żeby zostać mistrzem musimy wygrać trzy mecze. Kadra nasza się na nie nie zmieni. Mamy 18 zawodników. Został tydzień na przygotowanie kadry na te mecze - zakończył Henryk Kasperczak. Notował w Krakowie: Michał Białoński Czytaj także Przeczytaj relację z meczu Wisła Kraków - Korona Kielce 0-1