Popularny "Henry" objął Wisłę w połowie marca, po 20. kolejce, gdy zespół był liderem z dwupunktową przewagą nad Lechem. W ostatnich 10 kolejkach Wisła Kasperczaka zdobyła jednak o pięć punktów mniej niż Lech. Przemówienie, jakie wygłosił pan Henryk podczas ceremonii wręczania medali przez wielu zebranych zostało odebrane, jak pożegnalne. Los Kasperczaka w Wiśle nie został jednak jeszcze ostatecznie przesądzony. INTERIA.PL: Jak pan przeżył te pięć dni od wtorku do soboty, w których Wisła straciła mistrzostwo Polski? Henryk Kasperczak, trener Wisły Kraków: Bardzo ciężko. Po meczu Cracovią prawie że nie spałem, nerwy miałem niesamowite. Znajomi mnie wysyłali nawet do lekarza. Ale też scenariusz końcówki Ekstraklasy był taki, którego nikt nie mógł wymyślić. To, co się stało w ostatniej sekundzie meczu z Cracovią, to się w głowie nie mieści! Ale nasz pech potwierdził się też w meczu z Odrą Wodzisław. Mieliśmy 10 okazji i nic! I takie były te ostatnie mecze. Zawodził nie tylko Paweł Brożek, ale kilku innych też marnowało. Brak skuteczności był naszym przekleństwem. Wisła już dawno nie oddała mistrzostwa Polski w samej końcówce. - Tym razem to się jednak stało. Jak to wszystko analizuję, to dochodzę do wniosku, że w końcówce sezonu nad Wisłą jakiś diabeł siedział! Paweł Brożek odzyskuje formę, strzela Legii trzy bramki i nagle w derbach łapie kontuzję. Alvarez, bardzo solidny zawodnik, to samo. Nic nam nie sprzyjało w tych ostatnich meczach! A może to przegraliście tytuł z tego powodu, że Wisła przestała kupować zawodników? Dawniej wydawała po kilkaset tysięcy, czy nawet milion euro na pozyskanie Żurawskiego, Głowackiego, Kosowskiego, Zieńczuka. - Mam opinię na ten temat, może w przyszłości ją powiem. Teraz jeszcze nie pora na to. Trzeba za to powiedzieć, że Lech pracował długo na swój wizerunek, na tę pozycję i wszyscy byli do niego pozytywnie nastawieni. Media, opinia publiczna i nie wspominam też o naszych sędziach. Jak ktoś jest silny, to się mu podświadomie sprzyja, idzie się w jego kierunku. Lech robił bardzo dobre wzmocnienia, ale decydowało nie tylko to. Porównując nas do Lecha, to rywal z Poznania grał dużo więcej meczów u siebie, a my niemal bez przerwy na wyjazdach, bo przecież występów w Sosnowcu nie można było nazwać grą u siebie. Spójrzmy też na terminarz - myśmy mieli w końcówce trudniejsze mecze od Lecha. Albo rywale się bronił przed spadkiem, albo mieliśmy derby, w których Cracovia również się broniła przed spadkiem. Kiedy się rozstrzygnie, czy pan zostanie w Wiśle? - Jestem umówiony z właścicielem na środę. Poruszymy wszystkie ważne tematy, a jest o czym porozmawiać. Rozmawiał w Warszawie: Michał Białoński