1978 był rokiem, w którym PRL osiągnął wiek chrystusowy, chociaż pewnie czerwoni bezbożnicy w ten sposób na to nie patrzyli, a wręcz przeciwnie. Piję do tego, że można było powoli cały kraj traktować jak jedność; wcześniej tzw. Ziemie Odzyskane były traktowane nieco po macoszemu, a po trzech dekadach można je było uznać za w pełni zaimplementowane. Miało to również odzwierciedlenie w składzie piłkarskiej ekstraklasy. W sezonie po argentyńskim mundialu na 16 uczestników, było aż pięciu z ziem północno-zachodnich, w tym dwie z Bytomia, po jednej ze Szczecina, Wrocławia i Opola. I właśnie o tym ostatnim mieście i pochodzącej z niego Odrze będzie ta opowieść. Już w 1953 roku, czyli niecałą dekadę po przyłączeniu Opola do macierzy, Budowlanym (tak się wtedy mówiło na Odrę) udało się awansować do najwyższej klasy rozgrywek. W międzyczasie Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatnio. W 1962 roku w strugach deszczu na stadionie przy ulicy Oleskiej finiszował jeden z etapów Wyścigu Pokoju. Potem Odrze szło ze zmiennym szczęściem. W 1964 roku udało się stanąć na najniższym podium mistrzostw Polski, a w 1977 roku zdobyć jedyne do dziś trofeum w historii klubu - nieco enigmatyczny Puchar Ligi. 16 zespołów ekstraklasowych zostało podzielonych na cztery grupy, zwycięzcy awansowali do półfinałów. W jednym z nich Odra 7-4 (!!!) po dogrywce pokonała poznańskiego Lecha. W normalnym czasie było 3-3, mimo że opolanie przegrywali już 0-3. Aż cztery gole dla wygranych zdobył tata Miroslava Klose, Józef. W finale podopieczni Antoniego Piechniczka pobili łódzki Widzew 3-1, w nagrodę awansując do Pucharu UEFA. Z Antonim Piechniczkiem związana jest złota era opolskiego klubu. Odra jesienią 1978 roku stała się rewelacją ligowych rozgrywek, gdy czekał ją test przy Łazienkowskiej. Przed spotkaniem z Legią piłkarze z Opola wygrali pięć kolejnych spotkań, co oznaczało awans na czwarte miejsce w tabeli.Legia z kolei przed meczem z Odrą zajmowała trzecią pozycję w tabeli, mając tyle samo punktów co lider - Ruch Chorzów. Trener Andrzej Strejlau miał do dyspozycji zespół gwiazd, z których największą był oczywiście kapitan Kazimierz Deyna, dokładnie rok wcześniej wygwizdany przy okazji gola strzelonego bezpośrednio z rzutu rożnego w meczu Polska - Portugalia na Stadionie Śląskim. "Kaka" nosił się z zamiarem zmiany barw klubowych i, jak się miało okazać, gole strzelone Odrze były ostatnimi w koszulce z czarną "elką" w oficjalnym meczu. Przed spotkaniem z Odrą przesądzone było również odejście z Legii innego zasłużonego piłkarza tego klubu: "Nowak Tadeusz to Legii jest Prometeusz" - śpiewali kibice, ale trener Strejlau miał inne zdanie.W pierwszej połowie wszystko układało się zgodnie ze scenariuszem. Deyna strzelił jedną bramkę, drugą wyłożył Markowi Kuście. Łatwe 2-0. W przerwie trener Piechniczek dokonał zmian w ustawieniu, a gospodarze na drugą część meczu wyszli zbyt pewni siebie, co goście skrzętnie wykorzystali. Na efekty nie trzeba było długo czekać - Alfred Bolcek strzelił kontaktowego gola już cztery minuty po wznowieniu gry. A o tym, co się stało następnie, Józef Młynarczyk opowiada do dziś. "Grałem przeciwko najlepszym piłkarzom świata i nikt nie wrzucił mi piłki za «kołnierz» tak, jak zrobił to Kaka" - wspominał. Gole strzelone Odrze Opole były ostatnimi, jakie Deyna zdobył dla Legii w meczu ligowym. Niebawem czekała go przeprowadzka do Anglii, w której miał reprezentować barwy Manchester City. Rok później, 18 września 1979 roku, cała Polska żegnała uroczyście ikonę Legii Kazimierza Deynę, który przyjechał na stadion przy ulicy Łazienkowskiej ze swoją nową drużyną - MC. Wówczas to ponad 25-tysięczny tłum skandował tylko jedno hasło: "O Kaziu, o Kaziu, Kaziu wróć, do Legii wróć...!", na melodię szlagieru znanego z Radia Złote Przeboje.