Niewykluczone, że dla Piasta Gliwice to był najważniejszy mecz w tym sezonie. Przed pierwszym gwizdkiem matematyka nie pozostawiała wątpliwości - komplet punktów oznaczał dla gospodarzy gwarancję gry w PKO Ekstraklasie w następnym sezonie. Stawka spotkania była więc niebagatelna. Goście, zajmujący ostatnie miejsce w ligowej tabeli, walczyli już tylko o honor. W ich przypadku degradacja stała się faktem. Na finiszu zmagań mogą jedynie krzyżować szyki rywalom. W Gliwicach nie dali rady tego zrobić. W pierwszej połowie trzymali się jednak dzielnie. Do przerwy bramki nie padły i nic nie wskazywało, że w drugiej odsłonie dojdzie do pogromu. Zasłużony zawodnik wskazał winnego. "To była kompromitacja. Wtedy ŁKS upadł" Modelowa egzekucja w Gliwicach. Piast uratował miejsce w Ekstraklasie Tymczasem po zmianie stron Piast pokazał zupełnie inne oblicze. Już trzy minuty po wznowieniu gry rezultat spotkania otworzył Michael Ameyaw. Łodzianie próbowali jeszcze trzymać szyk, ale w ostatnim kwadransie padły trzy kolejne bramki. Najpierw z bliskiej odległości - po atomowym uderzeniu Ameyawa - skutecznie dobijał Kamil Wilczek. A dzieła zniszczenia dwoma trafieniami dopełnił Jorge Felix. Pierwszy zespół spadł z Ekstraklasy. Taka gra musiała się tak skończyć Tym razem gliwiczanie nie powtórzyli traumy z jesiennego starcia obu zespołów. Na obiekcie ŁKS-u już po 38 minutach prowadzili wówczas różnicą trzech bramek, a do domu wracali... z remisem. W rewanżu okazali się bezwzględni i w nagrodę zostają w krajowej elicie.