Pogoń Szczecin w dużym dołku, Raków Częstochowa i Legia Warszawa jesienią skupione na europejskich pucharach - Lech Poznań ma jesienią idealną sytuację, by wywalczyć sobie przewagę nad najgroźniejszymi rywalami w walce o mistrzostwo Polski. A skoro sam całkowicie zawalił Ligę Konferencji, to trenera Johna van den Broma może uratować tylko zrealizowanie tego celu. Zwłaszcza, że ma bardzo szeroką kadrę, gotową do gry na "dwóch frontach". Zarazem najdroższą w utrzymaniu w historii tego klubu. Lech został zmuszony do ataku. I nie potrafił się w nim odnaleźć Lech w sierpniu nie zachwycał, a w gościnę do Poznania przyjechał Górnik Zabrze, który w wakacje miał chyba jeszcze większe problemy. Po remisie Korony Kielce w Krakowie, zabrzanie przystępowali do spotkania w Poznaniu z ostatniej pozycji. Ale zarazem to właśnie Górnik Jana Urbana był ostatnim zespołem, który zdołał przy Bułgarskiej wygrać. 30 kwietnia pokonał Lecha 1-0, po golu Daisuke Yokoty w 44. minucie, później lechici we wszystkich rozgrywkach odnieśli na tym obiekcie pięć zwycięstw. Aż znów przyjechał Górnik i ten sam Yokota, tyle że w 45. minucie, sprawił, że sytuacja znów była wymarzona dla graczy z Górnego Śląska. Górnik skupił się na obronie - ustawił pierwszy szereg swoich defensorów na linii pola karnego, ci najbardziej wysunięci byli może 20 metrów wyżej. Przez tak zagęszczoną strefę Lech po raz kolejny nie potrafił się przebić. Dośrodkowania w pole karne niewiele dawały, nie było też w "Kolejorzu" żadnego gracza, który potrafiłby stworzyć przewagę udanym pojedynkiem jeden na jednego. Górnik zaś miał kilka nieźle zapowiadających się kontrataków, ale tak poważniej nie zagroził Bartoszowi Mrozkowi ani razu. Sytuacje miał Ishak, bohaterem pierwszej połowy został Yokota. Gol do szatni "Kolejorz" nieźle nawet zaczął, bo w 2. minucie pod poprzeczkę główkował Mikael Ishak, ale Daniel Bielica popisał się ładną paradą. Później z boiska wiało nudą, aż w 33. minucie Szwed znów był bliski pokonania bramkarza Górnika. Tym razem po dośrodkowaniu z narożnika Alana Czerwińskiego uderzył piętą, zbiegając z bliższego słupka - futbolówka trafiła jednak w poprzeczkę. A po kolejnym swoim strzale Ishak doznał kontuzji - znalazł się sam na sam z bramkarzem, choć prawdopodobnie był na spalonym, uderzył obok Bielicy, ale golkipera asekurował jeszcze Erik Janža. Ruszając do sprintu, prawdopodobnie naciągnął mięsień uda. Górnik w ofensywie praktycznie nie istniał, choć świetnie i mądrze się bronił. Aż w 43. minucie na wejście w pole karne zdecydował się Yokota, a wtedy zahaczył go Afonso Sousa. Sędzia Sylwestrzak podyktował rzut karnym, a Japończyk sam go wykorzystał. Jeszcze większa dominacja Lecha, Górnik w rozpaczliwej defensywie Zabrzanie mieli idealną dla siebie sytuację i pewnie gdyby Lech wciąż grał tak samo, spokojnie by to prowadzenie utrzymali. Poznaniacy jednak trochę przyspieszyli, coraz więcej zaczęło się dziać na lewej stronie gospodarzy. Zwłaszcza za sprawą Kristoffera Velde, ale później też rezerwowego Dino Hoticia. Seryjnie wykonywane rzuty rożne, po godzinie Lech miał ich już 12, nie dawały jednak efektów, lechici zaczęli więc uderzać z dystansu. W 64. minucie potężnie huknął Antonio Milić, trafił jednak w poprzeczkę. "Kolejorza" dopiął jednak swego w 70. minucie, gdy po wrzutce Hoticia Alan Czerwiński wyprzedził Yokotę i uderzeniem głową wyrównał na 1:1. Po tej bramce zabrzanie wreszcie zaczęli grać odważniej, nie wybijali już tylko piłki byle dalej z własnej pola karnego. Na niecelny strzał z wolnego Lukasa Podolskiego odpowiedział uderzeniem z dystansu Filip Szymczak - Bielica jednak obronił. Bramkarz Górnik zbił też piłkę na środek pola karnego po chytrym uderzeniu Filipa Marchwińskiego, ale Szymczak nie potrafił skutecznie dobić. Lech walczył do końca, arbiter doliczył jeszcze pięć minut. I choć piłka prawie nie opuszczała pola karnego zabrzan, to jednak oni mieli piłkę meczową. W 94. minucie pomknęli w trzech do kontry, Piotr Krawczyk znalazł się sam na sam z Mrozkiem, ale za długo czekał ze strzałem i w ostatniej chwili piłkę podbił Hotić. A Lech zdążył jeszcze odpowiedzieć świetnym strzałem Sousy, po którym kapitalną interwencją popisał się Bielica.