Powrót Kamila Glika do Ekstraklasy to wielkie wydarzenie dla polskiej piłki nożnej. Czy to najgłośniejszy powrót ostatnich lat? Ocena tego ruchu zależy w dużej mierze od tego jak "Glikson" będzie spisywał się w pasiastych barwach Cracovii. Gdy Glik 13 lat temu opuszczał Ekstraklasę spadł z niej z Piastem Gliwice, był nazywany "najgorszym obrońcą ligi", a jego zwrotność była porównywana do statku "Batory" w porcie. Nikt, zapewne z nim na czele" nie spodziewał się, że zrobi tak wielką karierę za granicą i ponad 100 razy wystąpi z orłem na piersi. 1. JAKUB BŁASZCZYKOWSKI (2019 r. do Wisły Kraków) Kuba przez lata powtarzał, że na zakończenie kariery wróci do ukochanej "Białej Gwiazdy" i słowa dotrzymał. Na początek pięknej kariery przez dwa lata (2005-7) grał pod Wawelem, ale to wystarczyło by na wskroś przesiąkł Wisłą. Gdy wrócił na Reymonta drużyna nie biła się o mistrzostwo jak kilkanaście lat wcześniej, a osiadła na ligowej mieliźnie i dryfowała ku I lidze. Kłopoty na boisku wynikały z tych poza nim. Władzę sprawowali bandyci z gangu "Miśka", który przed laty "zasłynął" nożem rzuconym w głowę Dino Baggio. Kuba wspomógł klub pożyczką w wysokości 1,33 mln zł, a zaraz podpisał z nim półroczny kontrakt. Zgodnie z warunkami umowy zarabiał 500 zł miesięcznie, a całą kwotę zobowiązał się przekazać na zakup biletów dla dzieci z domów dziecka. Błaszczykowski de facto uratował Wisłę Kraków przed bankructwem i stał się dla wiślaków legendą. 2. ARTUR BORUC (2020 r. do Legii Warszawa) Boruc przez lata gry za granicą powtarzał, że wróci do Legii, której kibicuje od dziecka, po to by z jej fanami jeździć po kraju i dopingować "Wojskowych". Nie do końca dotrzymał słowa - wrócił do CWKS, ale jako piłkarz, chociaż kibicem nie przestał być. Ten powrót nie do końca był takim z marzeń i snów. W pierwszym COVID-owym sezonie 2020/21 Legia zdobyła tytuł mistrzowski, a Boruc miał pewne miejsce w bramce zespołu Czesława Michniewicza. W kolejnych rozgrywkach, stołeczni piłkarze zanotowali falstart i rundę jesienną zakończyli prawie na samym dnie tabeli. Ekstraklasę ratował dyżurny strażak, trener Aleksandar Vuković, a bramkarz po raz ostatni wystąpił w lidze w meczu z Wartą Poznań za duszenie Dawida Szymonowicza. 3. KAMIL GROSICKI (2021 r. do Pogoni Szczecin) Na stałe do piłkarskiego kalendarza weszła walka "Grosika" z czasem pod koniec okna transferowego, gdy szukał nowego klubu. Co rok, w ostatnich dniach sierpnia skrzydłowy spędzał więcej czasu w samolotach niż na treningach i meczach. Wreszcie w 2021 r. Kamil Grosicki poszedł po rozum do głowy i zrozumiał prawdziwość słów, że "wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej". 88-krotny reprezentant kraju wrócił do rodzinnego Szczecina, gdzie czuje się jak ryba w wodzie. Przybycie Kamila do Pogoni zbiegło się z powrotem "Portowców" do ligowej czołówki. W obu sezonach od kiedy "Grosik" wrócił do macierzy Pogoń zakwalifikowała się rozgrywek europejskich, a zawodnik z dumą nosi kapitańską opaskę macierzystego klubu. 4. MICHAŁ PAZDAN (2021 r. do Jagiellonii Białystok) Leo Beenhakker przezwał Pazdana "Pirania" i jako pierwszy coś zobaczył w młodym zawodniku rodem z Nowej Huty. Obrońca trafił na usta piłkarskiej Polski, gdy stał się jednym z talizmanów reprezentacji trenera Adama Nawałki i grał na stoperze z Kamilem Glikiem. Wówczas był piłkarzem Legii Warszawa, do której trafił z Jagiellonii Białystok. Do "Jagi" wrócił po dwuletnim pobycie w Ankaragucu, ale nie był to powrót udany. Pazdanowi dokuczały kontuzje, a "Duma Podlasia" broniła się przed spadkiem. Przed rozpoczęciem bieżącego sezonu były reprezentant wrócił do rodzinnego Krakowa, by podbijać świat w barwach Wieczystej. 5. SŁAWOMIR PESZKO (2015 r. do Lechii Gdańsk) Jedyny spośród tu wymienionych, który wrócił do Ekstraklasy, do klubu w którym wcześniej nie był. Peszko podbił ligę w barwach Lecha Poznań, a wrócił po czterech latach do Lechii Gdańsk, która aspirowała wówczas do ligowej czołówki. Pięcioletni pobyt "Peszkina" nad morzem (z półroczną przerwą na wypożyczenie do Wisły Kraków) obfitował, jak tu u niego, w ciekawe zdarzenia na boisku i poza nim. Ostatecznie tego czasu nie można ocenić pozytywnie - Peszko nic nie wygrał, Lechia jedyne sukcesy odniosła, gdy go nie było w klubie, za kadencji nielubianego przez niego trenera Piotra Stokowca. Pobyt "Peszkina" w Lechii zakończył się rozwiązaniem kontraktu z winy klubu, tzn. braku terminowych płatności. A tak się kiedyś z właścicielem Adamem Mandziarą lubili... Maciej Słomiński, INTERIA